twórczość fanów - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum twórczość fanów Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
BEYBLADE: Sens życia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum twórczość fanów Strona Główna -> Fanficki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość
PostWysłany: Czw 16:42, 26 Sty 2006






CZEŚĆ WSZYSTKICH!!!!!!!!!!! NA PEWNO ZA MNĄ TĘSKNILIŚCIE!!! <aha jasne wszyscy chcą cię zabić!!> BARDZO WAS WSZYSTKICH PRZEPRASZAM ŻE TAK DŁÓGO MNIE NIE BYŁO BO OSTATNIO MAM COŚ Z INTERNETEM I JESZCZE NA DODATEK PO ŚWIĘTACH WYPROWADZIŁAM SIĘ I NIE MIAŁAM CZASU NA DODATEK TAM GDZIE TERAZ MIESZKAM NIE MOGĘ MIEĆ INTERNETU Sad. tARJA OBIECAŁAM CI I DOTRZYMAM OBIEDNICY ŻE DAM KOLEJNĄ CZĘŚĆ. BŁAGAM CIĘ NIE KASUJ MNIE!!!! <BŁAGA NA KOLANA, CAŁUJE NUSZKI> BŁAGAM PROSZĘ!!!!!

P.A. TĄ WIADOMOŚĆ PRZESYŁAM OD KAWEJKI I JEŚLI MI SIĘ UDA TO NASTĘPNYM RAZEM JAK PRZYJDĘ TO WYŚLĘ NEXTA OBIECUJĘ!!!!
Szila
PostWysłany: Czw 16:56, 26 Sty 2006


Dołączył: 28 Paź 2005

Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów

ten gość to ja Szila.
Tarja jeszcze raz błagam nie kasuj mnie!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Czw 19:15, 26 Sty 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

Dobra nie kasuje pojawiłaś się będzie next i wszystko wraca do normy

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Nie 13:04, 12 Lut 2006






Hejo to ja Szila daję następne części topuki nie ma mojego brata!!!! MAm nadzieję że wam się spodoba


**************************************************************
- Na pewno nikt nie wie??- spytała siostrę granatowłosy.
-Tak, tylko ja znam to miejsce. W każde wakacje tam jechałam.
-Według mnie to dobry pomysł, ale ty z nami nie jedziesz Kaori.- powiedział Tyson stanowczym głosem.
-Dlaczego nie mogę??
-To zbyt niebezpieczne!!- krzyknął brat. Wszyscy zaskoczyli się, nawet Kai patrzył zdziwiony na swego „wroga”. Przez godzinę rodzeństwo kłóciło się że nawet były rękoczyny. Kapitan już nie mógł tego znieść więc oddzielił ich na pewną odległość stając między nimi.
-Słuchajcie co ja mam do powiedzenia. Po pierwsze plan Kaori ukrycia się w chatce jest dobry i się zgadzam chociaż ja nie lubię uciekać. Po drugie, na pewno Tyson będzie chciał mnie skrzywdzić, ale musimy wziąć ze sobą Kaori ponieważ tylko Ona zna to miejsce i będzie wśród nas bezpieczna.
-Jak to bezpieczna??!!- Tyson.
-Już wyjaśniam. Kaori zostaje i po paru dniach ludzie Borysa ją porywają i zmuszają ją do powiedzenie gdzie się ukryliśmy. Nie mówi i zostaje szantażowana i torturowana aż do śmieci.
-Skąd to możesz wiedzieć??- spytał Ray.
-To tylko moja hipoteza. Dlatego zgadzam się żeby Kaori pojechała z nami.- przez chwilę zapadła cisza, a granatowłosy chłopak uspokoił się.
-Przekonałeś mnie Kai, zgadzam się.- Ray.
-I ja też.- Max i Kenny. Spojrzeli na Tysona. Miał skrzyżowane ręce na klatce i patrzył na podłogę. Wkrótce westchnął i spojrzał na swego kapitana.
-Zgadzam się.- hebanowłosa dziewczyna skoczyła na brata i przytuliła go.
-Dziękuję ci Tyson. Obiecuję że będę ostrożna i nie będę sprawiała kłopotów.
Następnego dnia wszyscy spotkali się w domu rodzeństwa. Pan Dickenson podwiezie ich sam swym samochodem do chatki żeby był pewny ich bezpieczeństwa. Spakowali swe bagaże do bagażnika i pojechali. Dojazd zajął 5 godzin, wysiedli i dalej musieli iść pierwszo. Ich sponsor wrócił do miasta ponieważ wierzył że im nic się nie stanie i że nikt nie może go zaatakować. Pożegnali Dockensona i ruszyli w głąb lasu.
-Jak daleko jest chatka??- spytał Tyson swej siostry
-Niecałe 8 mil.- szli i szli aż wreszcie dotarli do miejsca. Gdy zobaczyli na swą kryjówkę zatkało ich.
-Kaori kiedy ostatnio tu byłaś??- zapytał Kenny. Chatka była w kiepskim stanie. Dziurawy dach, szyby strasznie brudne i porośnięty jakąś rośliną.
-Jakieś dwa lata temu, ale spokojnie posprzątamy i będzie można zamieszkać.- zbliżyli się do drzwi, za każdym krokiem podnosił się kusz. Kai otworzył drzwi, strasznie skrzypiały i weszli do środka. Rozejrzeli się i był zaniedbany. Na parterze był jeden spory pokuj z kominkiem, mebli tylko był stół. Mała kuchnia i schowek. Na górze była niski strych i można go było wziąć jako mały pokój. Po paru minutach wzięli się za sprzątanie. Mają szczęście że niedaleko jest jezioro. Sprzątanie zajęło im trzy godziny. Chatka teraz była naprawiona i lśniła połyskiem czystości. Kai poszedł po drewno, a Max po wodę. Reszta to usiadła przy stole i rozmawiała. Gdy Kai z Maxem wrócili to Kaori ugotowała im kolację. Zjedli i rozpalili ogień w kominku.
-Ciekawe jak długo będziemy musieli ukrywać się??- spytał Kenny
-Aż będziemy bezpieczni.- odpowiedział Kai. Po paru minutach wyjęli śpiwory i położyli się przy kominku żeby było im ciepło. W nocy niebieskowłosy usłyszał dziwny dźwięk dochodzący za drzwiami. Jakby o nie się ocierał się wielkie zwierze. Maił tylko nadzieje że zwierze nie będzie miało ochotę wejść do środka. Podniósł głowę i popatrzył na innych, spali. Spojrzał na Kaori. Leżała niedaleko niego skulona w śpiworze. Zauważył że lekko się trzęsie. Pocichutku stał nadal pamiętając o zwierzęciu za drzwiami podszedł do swego plecaka i wyjął koc. Przykrył Kaori i wrócił do śpiwora. Zasnął gdy tylko odgłosy za drzwiami ucichły.
Następnego dnia.
-Ej Kai pobudka.- poczuł jak ktoś go lekko potrząsnął. Otworzył oczy i zobaczył nad sobą piękne czarne oczy. Wstał w pozycji siedzącej.
-Dzień dobry Kaori, czy coś się stało??
-Nic tylko obudziłam Cię bo jest śniadanie. Reszta już zjadła i poszła rozejrzeć się po okolicy.- niebieskowłosy zdziwił się, bo on jako pierwszy wstaje od innych. Wstał i rozciągnął się.
-Kaori czy w tym lesie są niedźwiedzie czy wilki??- usiadł przy stole <stół jest niski takie jakie są w Japonii dop.Szila>. Hebanowłosa położyła na stół talerz z jajecznicą i też usiadła.
-No są ale one nigdy tutaj nie podchodzą.
-Na pewno? W nocy usłyszałem jak zwierzę ocierało się o drzwi.
-Hm dziwne, jak tu byłam nie podchodziły. Może ci się wydawało.
-Może.- po pysznym śniadaniu niebieskowłosy wyszedł na zewnątrz. Był piękny widok. Nie dziwił się dlaczego Kaori tutaj przyjeżdża na wakacje. Jest tu po prostu pięknie i cicho. Spojrzał na drzwi i nie było żadnego śladu. Wzruszył ramionami i usiadł na schodach. Promienie słońca go ogrzewały. To bardzo lubił. Po paru minutach przyszli przyjaciele niebieskowłosego.
-O patrzcie kto wreszcie się obudził Very Happy!- krzyknął Tyson.
-Daj mi spokój Tyson.
-Dobra śpioszku.- Kai stanął. Zszedł z schodów i stanął przed nimi.
-Skoro jesteś taki pełen energii to zaczynamy trening.- jęknęli. Na początku pobiegli 5 kilometrów, a dalej to 50 pompek, przysiadów i jeszcze inne rzeczy.
-No dalej bo nie dostaniecie obiadu.
-Miej litości!- podciągali się na mocnych gałęziach i mieli przywiązane do kostek ciężki kamień. Kapitan razem z nimi trenował. Skończyli przed obiadem. <trochę jest mi ich żal dop.Szila> Po obiedzie to walczyli na dyski, kapitan czasami mówił co źle robią.
-Tyson co tak wolno skup się, ty też Max.- i tak było przez pół godziny. Tyson czasami się zastanawiał co gorsze. Groźba Borysa czy treningi Kaia. Dni mijały spokojnie, kiedyś wieczorem nudziło im się więc Kaori opowiedziała historię tego lasu.
-W tym lesie, a dokładnie w zamku mieszkał mag Cedrik. Robił przerażające eksperymenty na ludziach zamieniając ich w przerażające i niebezpieczne tworzenia. Kilku ludzi zostali przemienieli i pod jego władzy musieli mu służyć. Pewnego dnia najpotężniejszy arcymag nie mógł znieść czynów Cedrika. Mówili na niego „ Mag” lub „Chytrus” Wyzwał go na pojedynek. Walka stoczyła się w laboratorium Cedrika. Błyskawice strzelały z czubków palców, magowie wili się w męce, wrzaski bólu i wściekłości grzmiały echem wśród zgrzytu kamieni i drewnianych belek. Magiczne ściany ognia roztapiały lodowe mury, a gorące wichry deły z siłą huraganów. Burze płomieni szalały na korytarzach, zjawy wyskakiwały z Otchłani i na rozkaz swych panów, ucieleśnione żywioły targały fundamentami zamku. Ogromna, mroczna forteca Cedrika zaczęła pękać, a z jej murów posypały się kamienie. I wtedy Cedrik upadł ze strasznym krzykiem wściekłości i udręki, brocząc krwią z ust. Drugi mag „Chytrus”, niemal wyczerpany do cna, odpoczął chwilkę, a potem zdołał przeczołgać się po podłodze do swego jeszcze żyjącego przeciwnika. Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni, był tam wisiorek z krwawnikiem. Resztkami siły mag chwycił klejnot i wyjął go z kieszeni. Czarodziej na podłodze nie był w stanie mówić, ale jego oczy, którymi przyglądał się co zamierza uczynić jego wróg, rzucił przekleństwo tak straszne, że nawet bogowie by mogli być przerażeni. Mag, który trzymał krwawnik, zawahał się. Był tak bliski umysłu Cedrika, że potrafił odczytać to milczące przesłanie jej oczu i jego dusza cofnęła się w leku przed tym, co ujrzał. Potem jednak „Chytrus” zacisnął wargi i przycisnął wisior do piersi przeciwnika. Ciało Cedrika na podłodze wiło się w mękach agonii, a spomiędzy pokrytych krwawą pianą warg wydobywał się przeraźliwy wrzask. Nagle krzyki urwały się. Skóra Cedrika pomarszczyła się i popękała niczym suchy pergamin, a o czy wpatrywały się ślepo w ciemność. Co się stało z „Chytrusem” nikt o tym nie wie.- zapadła cisza.
-Ja cię kręcę. Czy to naprawdę się zdarzyło??- zapytał Ray.
-W samym środku lasu są jeszcze ruiny zamku Cedrika.
-Skąd wzięłaś informacje o tym lesie Kaori??- teraz zapytał Kai.
-W Internecie, ale ja w to nie wierzę. Dobra ja idę spać.- reszta też położyła się.
Następnego dnia było tak samo jak w innych dniach. Treningi Kaia były coraz trudniejsze, ale sami chłopcy zauważyli jakie zmiany postąpili. Byli coraz silniejsi. Kaori szła na długie spacery zbierając zioła i kwiaty, nie miała ochoty ciągle oglądać jak chłopcy trenują. Pewnego dnia hebanowłosa dziewczyna poszła na spacer wzdłuż jeziora i potem skręciła w głąb lasu. Szła tak przed siebie gdy nagle skapnęła się gdzie jest, a raczej nie wiedziała gdzie jest.
-No ładnie zgubiłam się. I jak teraz dojdę do reszty??- rozejrzała się i nie poznawała terenu.- Co ja mam teraz zrobić?? Tyson będzie na mnie ściekły.- zaczynało się ściemniać i nadchodziły ciemne chmury.- No ładnie zaraz zacznie padać, czy może mnie jeszcze coś gorszego spotkać!!- kopnęła kamień i poleciał. Gdy odwróciła się usłyszała ryk. Powoli odwróciła się i zobaczyła jak za krzaków wynurza się <no zgadnijcie co, a może coś dostaniecie dop.Szila> wielki GRIZLI!!!!! Rozglądywał się i warczał.
-*Po co ja kopnęłam ten kamień!!*- pomyślała i powoli się cofała jak najciszej. Weszła na cienką gałąź i pękła głośno. Grizli odwrócił się do niej i ruszył ku niej. Dziewczyna zauważyła że zwierze jest inne niż inny gryzli. Oczy miał całe zielone, a sierść była w dziwnym kolorze. Kaori jak najszybciej mogła biegła przed siebie i wołał pomocy. Biegła wśród krzaków które poszarpały jej spodnie, gałęzie ją uderzały w twarz, ale i tak dalej biegła wołając pomoc. Nagle zauważyła małą jaskinię. Była sam raz dla nią i była stanowczo za mała dla niedźwiedzia.
-Mam nadzieję że jest głęboka.- szybko tam przeczołgnęła i przyległa do ściany jak najdalej od wyjścia. Po chwili zobaczyła jak niedźwiedź wsadza pysk do jaskini i jedną łapę. Próbował wejść, ale otwór był zbyt mały dla niego. Machał potężną łapą zakończonymi ostrymi pazurami, żeby dorwać swą ofiarę. Kaori bardziej przyległa do ściany żeby być jak najdalej od pazurów niedźwiedzia. Czasami dostała, ale to były tylko drapnięcia na nogach.
-Błagam zostaw mnie w spokoju!!!!! Ratunku!!!!!!!

Tymczasem zobaczmy co u chłopaków. Najwidoczniej skończyli trening bo leżeli na trawie i dyszeli. Oczywiście prócz Kaia, ale gdy ktoś byłby blisko niego to mógłby zobaczyć że też trochę się zmęczył. Niebieskowłosy spojrzał w niebo.
-Zaraz zacznie padać.- odwrócił się i do niego biegł Kenny.
-Kaori!!
-Co się stało??- spytał Kai zaniepokojony.
-Nie ma jej. Wyszła przed waszym treningiem i jeszcze nie wróciła.
-Może zaraz wróci.- powiedział Tyson. Kapitan też tak na początku myślał, ale coś mu nie dawało spokoju.
-Poczekajmy pół godziny, jeśli nie wróci poszukamy ją.- reszta zgodziła się. Weszli do chatki i rozpalili ogień w kominku. Czekali i czekali i zaczął padać deszcz.
-Czas minął. Ja z Rayem pójdziemy wzdłuż jeziora w prawą stronę, Tyson z Maxem w lewą stronę. Kenny Ty zostaniesz tutaj w razie czego jakby wróciła przed nami.- ubrali kurtki i wyszli. Kai i Ray czasami biegli i wołali Kaori. Po paru minutach zatrzymali się.
-Gdzie Ona może być??- zapytał kociooki.
-Nie wiem, słuchaj ja pójdę w stronę lasu, a ty nadal wzdłuż jeziora. Po godzinie spotkajmy się w tym miejscu. W razie czego jeśli któryś z nas znajdzie Kaori to zostawia na tym drzewie znak i wraca do chatki. Jeśli minie godzina, nie ma znaku to zaczekaj jeszcze parę minut, nie pojawię się wracasz po resztę i przychodzicie tu.
-Rozumiem.
-W razie czego będę na korach zostawiał znaki w którą stronę poszedłem.
-Mam nadzieję że Max i Tyson na to samo wpadli.
-Wątpię, ale mam taka nadzieję. Pamiętaj za godzinę tutaj.
-Dobrze, jak znajdę Kaori to mój znak będzie gwiazda, a jak po resztę to piorun.- rozdzielili się i deszcz zaczął powoli zmieniać się w burzę. Niebieskowłosy wyjął z kieszeni scyzoryk i co piąte drzewo wycinał strzałkę. Zaczynał coraz bardziej się niepokoić o hebanowłosą dziewczynę.
-*Jeśli coś jej się stało nigdy sobie tego nie daruję.* Kaori!!! Kaori gdzie jesteś!!!!
CDN.
**************************************************************
Gryzli nadal usiłował dosięgnąć nóg hebanowłosej. Dziewczyna była zmęczona, siły powoli od niej uciekają, już miała się poddać gdy nagle usłyszała wołanie „Kaori!!!”. Myślała że ma zwidy, ale jeszcze raz usłyszała tym razem bliżej. Poznała ten głos.
-Kai.- uśmiechnęła się i po policzkach spłynęły łzy.- Kai!!!! Jestem tutaj!!!!- krzyknęła najgłośniej jak mogła. Niedźwiedź ryknął i teraz zaczął walić łapami o górny krawędź wejścia.
-On chce je rozszerzyć. Ratunku!!!!!!

Niebieskowłosy biegł i krzyczał na ile miał już siły.
-Kaori!!!!- dyszał. Jego siła była na wyczerpaniu. Był zmęczony po treningu, szukaniem i wołaniem.- Kaori gdzie jesteś??!! Odpowiedz.- ruszył dalej i nagle coś usłyszał. Stanął i zamknął oczy żeby mógł bardziej się skupić. Poczekał parę sekund i usłyszał słabe „ratunku”. To jednak Mu wystarczyło żeby mógł dowiedzieć się skąd dochodził krzyk. Odwrócił się w dobrym kierunku i pobiegł z nową siłą. Po chwili zobaczył wielkiego niedźwiedzia uderzając górną część wejścia do jaskini. Kucnął jak najbliżej do ziemi i zerknął do środka gdzie gryzli chciał się dostać. Zauważył czerwone adidasy Kaori.
-*Co ja mam teraz zrobić?? Pójście po resztę odpada, bo niedźwiedź by mógł ją tymczasem dorwać. Chyba nie ma innego wyboru jak zwrócić na niego uwagę i tymczasem Ona by mogła uciec.*- zdjął kurtkę i powiesił ją na widoku, wyjął wyrzutnię. Przyczepił Dranzera i wyskoczył z krzaków.- Ej misiu może masz ochotę na mnie!!!- wystrzelił dysk i od razu wezwał swą bestię.- Dranzer atakuj go!!- granatowy dysk uderzył mocno tylną łapę niedźwiedzia że został ranny. Zwierzę ryknęło z bólu i odwrócił się do niebieskowłosego.- No choć misiu. Kaori ja zwrócę na niego uwagę, kiedy krzyknę „Już” uciekaj tam gdzie zobaczysz moja kurtkę!!!
-Dobrze!!! Uważaj on jest niebezpieczny!!!- niedźwiedź trochę obrywał, ale nie dawał się tak łatwo. Nie chciał się oddalić od Kaori. Kai miał kłopoty z dyskiem bo zaczął kręcić się wolniej przez błoto i tracił już siły.
-*Cholera!! Ten niedźwiedź jest strasznie uparty, chwila już mam* No co jest niedźwiedziu, masz taki tłuszcz że nie możesz mnie schwytać!!- rzucił w niego kamienie w głowę. Zwierze zdenerwowało się i jeszcze dostał w łapę przez Dranzera.- No choć do mnie!!!- rzucił kolejny kamień tym razem mocniej i zwierzę ruszyło na niego. Kai pobiegł do tyłu w inną stronę i nadal rzucał kamieniami.- Już!!!- Dziewczyna usłyszała i szybko wyszła z ukrycia, rozejrzała się i zauważyła kurtkę. Stała i pobiegła, pech się stał że potknęła się o kamień i upadła na mokrą ziemię. Bestia spojrzała za siebie i zobaczył swą ofiarę. Zbliżał się do hebanowłosej. Kai szybko bez zastanowienia wziął gałąź i mocno uderzył o bok zwierzęcia.
-Kaori uciekaj!!- jeszcze raz uderzył tym razem w głowę. Niedźwiedź szybko wstał na tylnych łapach i uderzył Kaia. Uderzenie było tak silne że niebieskowłosy poleciał do tyłu i upadł na ziemię. Zwierze wbiło swe kły w jego ciało, potem odwrócił na plecy i jednym zamaszystym ruchem łapy, zrobił wielką krwawą ranę na torsie Kaia. Starał się bronić przed atakami. Zwierze nagle przestało i odwróciło się do Kaori która rzuciła kamieniami. Niedźwiedź szedł w jej stronę. Nie zważając na ból Kai podniósł się i atakował niedźwiedzia dając szansę dziewczynie uciec.- Kaori co ty wyprawiasz uciekaj!!!!- bestia jeszcze raz go uderzyła i odwróciła się do dziewczyny. Kaori szybko rozejrzała się żeby jakoś bronić się. Zobaczyła nóż Kaia. < myśli że małym nożem zabije gryzli?? dop.Szila> wzięła go i rzuciła, nóż wbił się głęboko w lewe oko niedźwiedzia. Było można usłyszeć ryk bólu. Zwierze już nie panowało nad sobą i już chciał się rzucić na dziewczynę, ale powstrzymał go przed tym Kai. Stanął naprzeciw niedźwiedziowi, zasłaniając przy tym swą dziewczynę własnym ciałem. Zwierze wbiło swoje kły w prawie ramie niebieskowłosego. Krzyknął z bólu. Z rany pociekła krew.
-Uciekaj!!- krzyknął, a Kaori tylko patrzyła.- Do jasnej cholery UCIEKAJ!!!!!- dziewczyna już miała biec gdy usłyszała grzmot nad sobą. Spojrzała i nadeszła burza i to potężna. Wpadła na pomysł.
-Kai nóż!!! Jest w lewym oku!!- Kapitan domyślił się co miała na myśli. Lewą ręką chwycił rękojeść noża i wyjął go z pozostałością oka niedźwiedzia. Wbijał wiele razy w pysk zwierzęciu z całych sił jaką mu jeszcze pozostało. Poczuł że szczęki zwolniły ucisk. Pozostawił nóż i wygramolił się spod niego. Cudem stanął i pobiegł do hebanowłosej. I nagle za sobą usłyszeli potężne uderzenie pioruna i ryk niedźwiedzia. Gdy piorun pojawił się uderzył w nóż w którym został w niedźwiedziu. Inaczej mówiąc gryzli usmażyło się. Uderzenie było silne że trochę odepchnęła Kai i Kaori do tyłu. Dziewczyna uderzyła się w głowę o kamień i straciła przytomność. Niebieskowłosy kucnął przy niej.
-Kaori!!- sprawdził czy ma puls i czy oddycha. Nic jej nie było. Wziął dziewczynę na ręce < wziął jeszcze dysk dop.Szila> i szedł do umówionego miejsca spotkania z kociookim chłopcem.

Tyson i Max wrócili do chatki zmoknięci.
-Wróciła??- spytał granatowłosy Szefa.
-Nie, tak samo Ray i Kai.
-Gdzie ona jest??
-Spokojnie Tyson, na pewno nic Kaori się nie stało.
-Ale..
-Rozumiemy Tyson że o nią się martwisz...- do chatki wbiegł Ray.
-Jest??- pokręcili przecząco głowami.- Idziecie ze mną, Kenny zostajesz.- po drodze Ray wyjaśnił o co chodzi.

Niebieskowłosy chłopak był coraz słabszy, ale dalej szedł drogą według wskazówek które pozostawił na korach drzew. Ból był już nie do zniesienia, każdy krok wymagał siły. Czasami upadał, ale zawsze podnosił się i niósł dziewczynę. Zagrzmociło. Piorun uderzył niedaleko nich. Potknął się o korzeń i upadł tak żeby nie wylądować na Kaori. Wylądował na prawym ramieniu i poczuł mocniejszy ból. Krew z rany coraz mocnej spływała. Chłopiec usłyszał słaby jęk. Spojrzał na Kaori. Otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Kai kucnął przy niej.
-Jak się czujesz??
-Trochę mnie głowa boli, a... O boże Kai!- spojrzała na niego i był ranny. Zwłaszcza prawe ramie i tors.
-Spokojnie Kaori, to nic takiego.
-Ale..- nie dokończyła bo znowu piorun uderzył.- AAAA!!!- krzyknęła i skuliła się. Niebieskowłosy ją przytulił.
-Spokojnie, nic ci się nie stanie. Kaori musimy dojść do chatki, reszta tam na nas czeka.- stanęli, Kaori przytuliła się do Kaia. Szli tak gdy niebieskowłosy upadł na kolana dysząc.
-Kai!- szybko kucnęła przy nim.
-Muszę.. odpo..cząć.- oparł się o drzewo i usiadł, a przy nim hebanowłosa.- Kaori posłuchaj. Na.. korach są znaki. One Cię.. zapro..wadzą do chatki.
-Nie zostawię Cię w taki wstanie.
-Kaori pos.. GHA!- ból w ramieniu był już nie do zniesienia. Zacisnął mocno zęby żeby nie krzyknąć. Dziewczyna strasznie martwiła się o niego. Potarła swą koszulkę i przywiązała raną Kaia. Jakoś tako zatrzymała krew.
-Kai proszę wytrzymaj.- łzy spływały po jej policzkach. Zamknęła oczy żeby je zatrzymać. Poczuła jak czyjaś dłoń ociera łzy. Otworzyła i to była dłoń Kaia. Uśmiechał się do niej.
-Nie płacz, ja.. tak łatwo.. nie poddaje się.- przytuliła się do niego i po cichutku płakała. Głaskał jej włosy.- Niedługo pewnie... po nas przyjdą.- deszcz spływał po nich i było zimno. Niebieskowłosy czół jak hebanowłosa trzęsie się z zimna. Przytulił ją bardziej do siebie. Coś mu się przypomniało. Dranzer. Poszukał po kieszeniach i nigdzie go nie było.
-Gdzie jest Dranzer??- już chciał stanąć, ale powstrzymała go Kaori.
-Ja mam go. Kai czy znajdą nas??
-Tak. Pomórz mi stanąć.- stali i Kaori pomogła mu iść. Wsparł się o jej ramie.

-Ray jak daleko jeszcze mamy iść??- spytał Max. Chłopcy już znaleźli się w lesie i szli za znakami.
-Aż ich zobaczymy.
-Mam nadzieję że Kaori jest cała i zdrowa.
-On chyba to już mówi po raz 20.- Max
-Nie dziw się, jest bratem i jest za nią odpowiedzialny.- powiedział Ray i dalej biegli. Minęło pięć minut i coś zauważyli. Dwie postacie, jedna siedziała przy drugiej. Tyson szybko rozpoznał siostrę.
-Kaori!!- dziewczyna usłyszawszy swoje imię spojrzała na biegnących ku niej chłopców.
-Błagam pomórzcie mi!! Kai jest ciężko ranny!!- pobiegli w stronę przerażonej i zmęczonej dziewczyny. Widok rannego lidera przeraziło ich. Z ramienia i z torsu spływała krew, tak samo jak w innych ranach. Usta były otwarte, rozpaczliwie próbowały zaczerpnąć powietrza. Oddech był płytki i niespokojny.
-Co mu się stało??- spytał Max.
-Teraz to nie ważne, musimy go przenieść do chatki.- Ray szybko znalazł dwie mocne gałęzie i przywiązał kurtkę. Zrobił nosze. Max zrobił z swojej kurtki jako poduszkę, a Tyson przykrył kapitana. Nieśli szybko i ostrożnie lidera.
-Kaori wyprzedź nas i przygotuj wszystko co będzie potrzebne do opatrywania ran.
-Dobrze.- spojrzała na niebieskowłosego smutnym i zmartwionym wzrokiem. Pobiegła i bez przeszkód dobiegła do chatki. Wpadła jak burza do środka i przekazał Kennemu co mają zrobić. Kaori przygotowywała miękkie posłanie, a brązowłosy wyjął apteczkę. Wkrótce przyszli chłopcy i od razy zajęli się opatrywaniem ran lidera. Zajęło im to pół godziny i położyli Kaia jak najbliżej kominka.
-Teraz musimy czekać aż się ocknie.- powiedział Ray, Tyson opatrywał siostrę.- Teraz lepiej przebierzmy się w suche ubrania bo zachorujemy.- widać że kociooki przejął dowodzenie i wykonali to co powiedział. Kenny zaparzył dla nich herbatę, żeby mogli się rozgrzać. Przez długą chwilę była cisza, czasami można było usłyszeć słaby jęk kapitana. Ciszę przerwał Tyson.
-Powiedz Kaori co się stało?- wszyscy skierowali wzrok na dziewczynę, a ona tylko patrzyła na nieprzytomnego lidera.
-Tyson porozmawiamy jutro gdy wszyscy będziemy wypoczęci.- hebanowłosa spojrzała na kociookiego z wdzięcznością. Położyli się, a Kaori położyła się blisko Kaia. Nie mogła zasnąć.
-*To moja wina, to przez ze mnie jest w takim stanie. Błagam Kai wybacz mi.*- płakała cicho żeby reszty nie obudzić. Zasnęła.
Następnego dnia, gdy się obudziła w pokoju była tylko ona i Kai. Słyszała rozmowę na zewnątrz.
-Co zrobimy gdy jego stan pogorszy się??- to był głos Maxa.
-Wtedy zadzwonimy do pana Dockensona, ale moim zdaniem jego stan nie jest taki. Musi tylko odpocząć.- odpowiedział Ray. Kaori wstała w pozycji siedzącej i zbliżyła się do rubinookiego.
-Kai błagam, wyzdrowiej. Potrzebujemy cię, ja cię potrzebuje.- pojedyncza łza spłynęła po policzku. Delikatnie wzięła jego lewą dłoń i przytuliła go to swego policzka. Ktoś wszedł do środka. Odwróciła głowę i przy wejściu stał jej brat. Podszedł do niej i ją przytulił.
-Jak się czujesz?- spytał czule.
-Szczerze?- kiwnął głową.-Paskudnie, to przez ze mnie jest ranny. Nie wybaczy mi za to.- wtuliła się w jego klatkę i płakała. Tyson poczekał chwilę.
-Dlaczego myślisz że Ci nie wybaczy?- podniósł jej podbródek tak żeby patrzyła na jego oczy.
-Nie rozumiem.
-Powiem inaczej. Co podpowiada ci serce?- patrzyła na niego zaskoczona. Tyson i taka mowa. <mnie też zaskoczył dop.Szila>
wziął jej dłoń i przyłożył do jej serca.
-Co czujesz?
-Smutek, wina i zmartwienie.
-I?- teraz to hebanowłosa zarumieniła się.
-Że go kocham.
-To jest najważniejsze. Osoby które kochają umieją wybaczyć drugiej osobie. Kai też Cię kocha i założę się że nawet nie jest na ciebie zły, tylko szczęśliwy że jesteś cała.- cisza, teraz po policzkach Kaori spływają łzy szczęścia.
-Na pewno bracie?
-Choć Kai na takiego nie wygląda, ale on ma serce i kocha cię. Teraz nie płacz bo głowa będzie ci boleć. Chcesz coś zjeść??
-Tak.-stanął i kierował się do kuchni.- Tyson.- odwrócił się.
-Słucham.
-Dzięki ^_^.
-Bo to są bracia ^_^.- zjadła dwie kanapki i wyszła z bratem na zewnątrz. Na początku nie chciała zostawić Kaia samego, ale jakoś Tyson ją namówił. Ray, Max i Kenny siedzieli pod drzewem. Podeszli i usiedli. Kaori nie miała odwagi im patrzyć w twarz.
-Kaori spójrz na mnie.- rozkazał Ray co inni zdziwili się. Hebanowłosa powoli podniosła głowę i zobaczyła przed sobą złote oczy. Cofnęła się, a Ray szybko ją złapał za rękę.- A ty to dokąd się wybierasz. Nie zrobię ci krzywdy ^_^. Chciałem dowiedzieć się co stało się.
-Ty kurde mnie tak nie strasz!!!!- krzyknęła Kaori.- Co omal zawału nie dostałam!
-Przepraszam ^_^. Siądź wygodnie i opowiadaj.
-Ja ciebie nigdy nie zrozumiem Ray.- opowiedziała im jak zabłądziła i zaatakował ją niedźwiedź. Powiedziała wszystko, jak Kai się zjawił i walczył z zwierzęciem. Gdy skończyła zapadła cisza.
-Kai mnie zaskoczył. Ja przyznaję się że bym nie miał takiej odwagi.- powiedział Max.
-Aha.- odpowiedzieli wszyscy.
-No dobra, czas na trening ^_^.
-że co!!
-A co myśleliście, jazda na trening!!- Tyson i Max prosili kociookiego żeby dzisiaj darował, ale nie dał się.
-Drugi Kai nam się znalazł.-powiedział granatowłosy pod nosem. Kaori weszła do chatki i usiadła przy niebieskowłosym. Nadal był nieprzytomny. Martwiła się o te rany. Nagle przypomniała sobie coś.
-Ale jestem głupia, zaczekam z tym do powrotu chłopców.- dzień minął szybko. Tyson i Max nie narzekali na trening kociookiego, ale i tak byli zmęczeni. Jedli właśnie kolacje.
-Mam pomysł.- powiedziała Kaori gdy skończyła jeść.
-Jaki??- spytał Ray.
-Niedaleko stąd mieszka zielarka. By mogła wyleczyć rany Kaia.
-Hmm sam nie wiem, to trochę ryzykowne.
-Ona jest pustelnikiem, poza tym jest niegroźna. Czasami ją odwiedzałam.
-Co jeszcze mi nie powiedziałaś siostro??
-Dużo, i co Ray??
-Muszę się zastanowić.
-Ale..
-Kaori rozumiem że chcesz pomóc. Umówmy się tak, jeśli jutro Kai nie ocknie się to ja z tobą pójdę do tej zielarki. Zgoda?
-Zgoda.- zjedli posiłek i położyli się. Rano zaczęło znowu padać deszcz. Nie mieli treningu, więc grali w karty. Kaori czasem grała i wygrywała. Resztę dnia spędziła przy kapitanie. Zmieniła opatrunek. Dotknęła czoła niebieskowłosego. Był ciepły.
-Ray On ma gorączkę!- szybko zjawił się przy kapitanie i też dotknął czoła.
-Nie jest dobrze, ma coraz większą. Chyba wdało się zakażenie. Słuchajcie, idziemy do zielarki, a wy tymczasem postarajcie zniżyć gorączkę.- kiwnęli głowami, a kociooki i hebanowłosa wyszli. Po drodze gdy biegli Kaori powiedziała wszystko o zielarce. Dotarli do niej w ciągu godziny ciągłym biegiem. Jej dom był o wiele większy niż ich. Przed domem był piękny ogród, można też było zobaczyć inny ogród za domem. Dom stał na niewielkie łące i otaczał ją las. Powoli poszli w stronę drzwi.
-Ona naprawdę tu sama mieszka?
-Tak.- dziewczyna zapukała i zaczekała chwilkę. Żadnej odpowiedzi. Jeszcze raz zapukała.
-Może jej nie ma.
-Albo śpi, jest przecież późno.- tym razem mocniej zapukała. Usłyszała kroki zbliżające się do drzwi. Klamka opadła i drzwi zostały otworzone. Za nimi nikogo nie było. Powoli weszli do środka. Za nimi zamknęły się drzwi. Zapaliły się świece. Na końcu zobaczyli jakąś postać okrytą czarną peleryną, na głowie miała naciągnięty kaptur tak że nie można było zobaczyć twarzy.
-Witajcie w mym domu. Co was sprowadza w taką pogodę i o tej godzinie.- postać miała piękny melodyjny głos dorosłej kobiety. Kaori podeszła trochę bliżej.
-Zielarko pamiętasz mnie? Byłam u ciebie dwa lata temu.
-Kaori? To ty??
-Tak, przepraszam że przeszkadzamy ci, ale potrzebujemy twej pomocy.
-Proszę usiądzie.- nagle za nią rozpalił się kominek i można było zobaczyć wygodną kanapę i fotel. Kaori i Ray usiedli na kanapie, a zielarka na fotelu. Gdy usiadła to peleryna opadł na bok i można było zobaczyć co jest ubrana. W czarne kozaki sięgające do kolan, czarne spodnie i szafirową koszulkę na ramiona <mniej więcej taka jaką nosi Kai tylko bez tych żółtych kółeczek i pasków dop.Szila> Choć ogień dawał więcej światła, to i tak Ray nie mógł zobaczyć jej twarzy pod kapturem.- Przestaw się.- skierowała głowę w jego stronę.
-Nazywam się Ray Kon i..
-Dziękuję. Nazywają mnie zielarką, ale mam na imię Saphira. Wyczuwam że od was zmartwienie, czy ktoś jest chory??- Ray zaskoczył się.
-Tak Saphiro i dlatego przybyliśmy do ciebie.
-Jakim wstanie jest chory??
-Wysoka gorączka, uważamy że wdało się zakażenie do ran. Pomożesz nam??
-Pomogę, pod jednym warunkiem.
-Jakim??- spytał Ray.
-To nic wielkiego. Chcę tylko żebyście mnie czasami odwiedzali dopóki jesteście, czuję się tu samotnie i prawie nic nie wiem co się dzieję na świecie. Nie musisz się martwić Ray, ja nie robię nikomu krzywdy, tylko mym wrogom.
-*Kim ona jest że zgaduje moje myśli??*- szepnął coś do Kaori i kiwnęła głową.
-Zgadzamy się, ale.. mój przyjaciel chce zobaczyć najpierw... twoją twarz.- jąkała się bo nie wiedziała jak zareaguje zielarka.
-Czy na pewno chcesz zobaczyć mą twarz.
-Tak.- rzekł tonem, który znaczył, że jego decyzja jest nieodwołalna. Saphira uniosła obie dłonie. Powoli zsunęła kaptur, który okrywał jej głowę. Ray spodziewał się poparzeń czy blizn na twarzy, ale zobaczył piękną kobietę o gładkiej cerze, skóra była mleczna, a usta czerwone. Nie mógł zobaczyć oczu ponieważ miała zamknięte, ale były kośne. Włosy miała czarne z srebrnymi pasemkami pionowymi w kształtach błyskawic, były przypięte szafirową spinką przy szyji. Włosy sięgały <jak mu się zdawało> za kolana. Zauważył że jej uszy także są spiczaste.
-Dlaczego nie otworzysz oczu??- spytał i poczuł jak Kaori zesztywniała.
-Gdy je otworzę nigdy ich nie zapomnisz, prawda Kaori.- skierowała głowę w jej stronę.
-Prawda.- nagle Saphira zaczęła gwałtownie kaszleć że wygięła się w pół. Kaszel nie chciał ustąpić. Ray myślał że zaraz ona zemdleje. Po chwili zielarka mogła swobodnie oddychać. Wyjęła z kieszeni chusteczkę i wytarła usta. Kociooki zauważył plamę krwi.
-Teraz jeśli pozwolisz pójdę po lekarstwo dla twego przyjaciela.- założyła spowrotem kaptur na głowę i wstała. Weszła na górę po schodach. Kociooki wyczuł miłych zapach kwiatów, a najbardziej róż. Kaori szturchnęła mocno bok kociookiego.
-Ała, za co??
-Mówiłam Ci coś.
-Jest niewidoma??
-Nie jest i nie pytaj mnie już.- po chwili zielarka zeszła z małą butelką i sakiewkę. Stanęła niedaleko ich. Wstali i podeszli. Podała.
-W butelce jest wywar z kory wierzbowej, dawajcie choremu rano i wieczorem po łyżce, w woreczku są rośliny które pomogą szybko zagoić rany o których wspomniałaś Kaori. Wystarczy je ugnieść i położyć pod bandażem.
-Bardzo ci dziękujemy.
-Nie musisz dziękować.- wyszli i pobiegli. Ray zauważył że orzeł lata wysoko nad nimi od chwili opuszczenia domu Saphiry.
-To jej przyjaciel, na pewno prosiła żeby sprawdził czy nikt nas nie zaatakuje.
-Ona od jak dawna tu mieszka??
-Nie wiem, ale możemy jej zaufać.
-Czy ona jest chora, ten kaszel..
-Nie wiem.- dobiegli bez kłopotów. Weszli do środka.
-W sama porę, mam nadzieję że macie lekarstwo, gorączka wzrosła.- powiedział Tyson.
-Mamy.- podali niebieskowłosemu lekarstwo i Kaori położyła na ranach rośliny <oczywiście zgniotła je>. Ray opowiedział o Saphirze i resztę to zaciekawiło.
CDN.
**************************************************************
Rano.
Ray stanął i wyszedł na zewnątrz. Była piękna słoneczna pogoda. Wyprostował się jak kot i zauważył na niskiej gałęzi orła. Obserwował kociookiego. Był piękny, zwłaszcza jego wielkie szpony o długich i ostrych pazurach, mocny, hakowaty dziób i niezwykły ostry wzrok. Pióra miał w barwie brązowym. Ray uśmiechnął się do ptaka.
-Byłeś tu całą noc??- powiedział do siebie. Sokół kiwnął głową, jakby rozumiał co do niego powiedział. Kociooki podszedł bliżej do sokoła.- Rozumiesz co mówię.- ptak odpowiedział piskiem.
-Lepiej go nie drażnij Ray.- stała przy nim Kaori. Z reklamówki wyjęła kawałek mięsa i podała orłowi. Ptak szarpał kawałek i połykał.
-Jak długo znasz Saphirę?
-Odkąd tu przybywam, czyli pięć lat razem z tym rokiem.- orzeł pisknął i odleciał.- Poleciał do swej pani.- wróciła do środka, a Ray potrenował. Dni mijały spokojnie i gorączka Kaia ustąpiła. Wieczorem kapitan odzyskał przytomność i był pełen sił. Jego przyjaciele opowiedzieli co działo się przez ostatnie dni i jak Kaori i Ray poszli do zielarki.
-Pójdę do niej podziękować.- oznajmił niebieskowłosy.
-Może pójdziemy wszyscy?- zaproponował Kenny. Reszta zgodziła się. Uzgodnili że pójdą następnego dnia. W nocy Kaori siedziała przy jeziorze patrząc na odbicie pełni księżyca. Nagle poczuła jak ktoś ją przykrywa kocem. Spojrzała do tyłu i za nią stał Kai.
-Będzie Ci cieplej.- usiadł koło niej. Nadal miał opatrunki, ale nie bolały go tak mocno. Był ubrany w swoje tradycyjne ubranie. Tylko brakowało szala. Siedzieli nie odzywając się do siebie. Odezwała się Kaori.
-Kai chciałam cię przeprosić.- rubinowe oczy spojrzały na nią.
-Za co?
-Proszę, wiesz za co. To przez ze mnie zostałeś ranny i zachorowałeś.- zapadła cisza.
-Gdy walczyłem z tym niedźwiedziem, myślałem tylko wyłącznie o tobie Kaori. Nie chciałem żeby te stworzenie cię zraniło, co najgorsze nawet zabiło. Gdybym niczego nie zrobił to bym sobie nie darował, że nie ocaliłem jedynej osoby, która nie odsuwa się od de mnie, nie odwraca wzroku kiedy patrzę, tylko uśmiecha się. Wiesz dlaczego??- hebanowłosa nic nie powiedziała. Rubinooki usiadł naprzeciw niej.- Bo jesteś jedyną osobą którą pokochałem i kocham nadal.- złożył na jej ustach namiętny pocałunek którego ona go odwzajemniła. Spojrzeli sobie w oczy.
-Ja Ciebie też kocham Kai.- zapłakała.
-I czemu płaczesz?
-Płaczę z szczęścia.- siedzieli tak długo przytuleni do siebie i szczęśliwi.
Wyruszyli do zielarki po południu. Kaori uprzedzała chłopaków o co mogą pytać i czego nie mogą. Gdy wyszli z lasu orzeł podleciał do nich i wylądował na kamieniu. Po chwili poleciał do domku. Wyszła Saphira i założyła kaptur, na prawym ramieniu wylądował ptak. Powoli podeszli do niej.
-Witajcie w moich progach.
-Witamy panią.- odpowiedzieli.
-Czy zechcecie wejść do środka?
-Oczywiście.- odpowiedziała Kaori. Weszli do tego samego pokoju co był kociooki i hebanowłosa. Ray zauważył że jest większa kanapa i trzy fotele. Dwa przy kanapie i jeden przed stolikiem. Tyson, Max, Kenny i Kaori usiedli na kanapie, a Kai i Ray na fotelach. Wolny fotel zajęła zielarka. Każdy przestawił się i zaczęli rozmowę. Przyjemnie rozmawiało się z tajemniczą kobietą. Nawet Kai opowiedział coś o sobie, co innych bardzo zdziwiło.
-Co to jest Bleyblade?- zapytała Saphira, bo ciągle słyszała to od Tysona.
-To inaczej walka na dyski, w niektórych są zamieszkane bestie. Ja mam Dragona, Max Draciela, Ray Drigera, a nasz kapitan Kai Dranzera.- odpowiedział brat Kaori.
-Ciekawe, czy mogę zobaczyć waszą walkę?
-Oczywiście, tylko musimy wyjść na zewnątrz, żeby nie uszkodzić pani mebli.- wyszli i na ochotników zgłosili się Tyson i Ray. Gdy walczyli czasem Max lub Kai tłumaczyli o co chodzi. Chłopcy pokazali swe bestie i później wezwali swe dyski kończąc walkę. Wrócili do środka, Saphira poczęstowała ich herbatą, co bardzo im smakowała. Gdy niebieskowłosy skończył napój stanął i ukłonił się jak dżentelmen.
-Proszę wybaczyć że dopiero składam podziękowania za pomoc uleczenia mnie.- Saphira także wstała i ukłoniła się.
-Nie musisz dziękować, ale dziękuję.- usiedli.- Mam nadzieję że do końca wyzdrowiałeś.
-Tak, tylko rana na ramieniu troszeczkę mnie boli.
-Czy mogę dowiedzieć się skąd masz ranę??
-Zasłoniłem własnym ciałem Kaori, żeby niedźwiedź nie wyrządził jej krzywdy. Wbił swe zęby w ramie.
-Niedźwiedź? Możesz opisać go?- podniosła filiżankę z stołka.
-Miał całe zielone oczy, a sierść była w dziwnej barwie że nie mogę określić jaki to kolor.- nagle Saphira upuściła filiżankę i wylądowała na stole rozlewając zawartość. Inni spojrzeli na nią. Szybko wstała i podeszła do jednej półki stawiając ciężkie kroki.
-Jesteś pewny?
-Tak.
-Cholera!!!!!- krzyknęła i mocno uderzyła pięść o półkę. Z głosu można było usłyszeć straszny gniew. Chłopcy i Kaori wstali. Bali się. Hebanowłosa przytuliła się do Kaia. Przez chwilę była cisza i nikt się nie ruszał. Gdy upłynęło trochę czasu zielarka odwróciła się do nich.-Proszę wybaczcie za me zachowanie, ale gdy słyszę o tym zwierzęciu nie panuję nad sobą.- ton głosu miała uprzejmy i zarazem smutnym.
-Saphira czy coś się stało?- spytała Kaori.
-Nie mam pewności. Opowiedz mi o walce.- skierowała słowa do niebieskowłosego. Usiedli i po raz <chyba> drugi opowiadają te wydarzenie. Gdy skończył tajemnicza kobieta stała przed kominkiem i oparła ręką jakby nagle osłabła.- Źle postąpiliście zabijając go.- powiedziała smutkiem.
-Nie rozumiem, co się stało Saphiro.- hebanowłosa podeszła powoli i stanęła za nią.
-Znacie historię tego lasu??
-Tak. Opowiedziałam im.
-Nie znasz końca. Gdy „Chytrus” pokonał Cedrika musiał zabić bestie które byli ludźmi. Zabił oprócz jednego, niedźwiedzia. Był zbyt potężny, więc go zamknął w zamku. Osoba która uwolniła, duch bestii wszedł w tą osobę i przemieniła się w złowrogą, niebezpieczną i żądzy krwi zwierze. Kto zostanie ugryziony z czasem sam zamieni się w inną bestię.- cisza. Tyson zaśmiał się.
-Chcesz żebyśmy uwierzyli w to. To bajka dla dzieci.
-To nie bajka!!!- krzyknęła Saphira i ogień w kominku puchną jasnym światłem. Kaori szybko cofnęła.- Wiem że to dla was niemożliwe, ale to prawda.
-Skąd wiesz że tak się stanie.
-Ponieważ... miałam zabić złą duszę gdy się uwolni. Tylko nie wiem jak mogło się stać że ktoś Go uwolnił i nie zauważyłam tego.- przez chwilę nikt się nie odzywał.- Kiedy zostałeś ugryziony??
-Chyba tydzień temu.
-Pokaż mi.- podeszła do Kaia. Chłopiec przez chwilę patrzył na nią i zdjął koszulkę i bandaż. Saphira zdjęła jednym ruchem rośliny i zesztywniała. Wokół rany był jakiś dziwny znak i jarzył się na zielono.- Kiedy pojawił się?- miała na myśli znak.
-Dwa dni po ugryzieniu.- zielarka podeszła do półki i wzięła jedną książkę. Otworzyła ją i czegoś szukała. Wkrótce wróciła do nich.- Podaj mi dłoń.- podniosła swą stronę niebieskowłosego. Podał jej i ona ucisnęła.- Kiedy powiem „już” zamknięcie oczy, prócz Kaori i Kaia. Nie chcę żeby ktoś to widział.- popatrzyli na siebie z wahaniem. Niebieskowłosy odrobinę się bał, nie znał jej i nie wiedział do czego jest zdolna.- Kai rozluźnij się i nie walcz ze mną. Nie zrobię Ci krzywdy.- powoli zsunęła kaptur z głowy <miała zamknięte oczy> i schyliła się żeby ich twarze były naprzeciw siebie. Zdjęła spinkę.- Teraz uważaj. Już!- otworzyła szybko oczy. Kaia wstrząsnęły oczy dziewczyny, które przyszpiliły go swym spojrzeniem. Zauważył że jej włosy zmieniły barwę na rubinowe i falowały wokół nich.
-Nie bój się.- usłyszał jej głos w umyśle. Sam nie wiedział jak ale strach minął. Wciąż wpatrywał się w oczy. Nie wiedział ile tak stoją, wydawało się że wiecznie. Poczuł jak czyjaś dłoń uciska jego drugą. Domyślił się kto to. Tego mu było trzeba. Otuchy. Po chwili Saphira wypuściła dłoń niebieskowłosego, jej włosy wróciły do normalności i nałożyła kaptur. Stanęła przy kominku. Kai usiadł na podłodze, a Kaori przy nim.- Możecie otworzyć oczy.- gdy otworzyli zauważyli stan kapitana. Ray i Tyson kucnęli przed nim. Max i Kenny koło.
-Co mu zrobiłaś??!!- krzyknął brat hebanowłosej.
-Nic, zaraz przejdzie mu.- nawet nie spojrzała na nich.
-Mam tego dość!!- nim ktoś zdołał go zatrzymać, Tyson złapał za jej kaptur i ściągnął. Szarpnął jeszcze tak żeby była odwrócona do nich. Niechcąco granatowłosy szarpnął za mocno i zielarka upadła na podłogę na bok. Szybko spojrzała na Tysona straszliwym wzrokiem. Reszta która była za bratem Kaori wstrząsnęła ich. Były to oczy niepodobne do oczu żadnego żyjącego człowieka lub zwierzęcia, jakie widzieli. Czarne źrenice miały kształt klepsydr! Tęczówki błyszczały szafirem.
Zbledli i wybałuszyli oczy. Oparła się na łokciu.
-Tym razem to...- przerwał jej atak kaszlu. To był jeden z ciężkich ataków. Kaszel był bolesny, wyczerpujący i budził przerażenie. Dusiło ją w gardle, nie mogła oddychać, a kiedy skurcze były wyjątkowo dotkliwe, miała okropne uczucie, że już nigdy nie złapie tchu, że się zadusi na śmierć. Spróbowała zrobić wdech. Kaori szybko kucnęła przy niej i próbowała pomóc. Jednak nie wiedziała co zrobić. Zielarka jedną dłonią zasłaniała usta, a drugą powoli przesuwała do swego paska, a dokładnie po sakiewkę.
-Zioła... her.. bata- powiedziała ledwo Saphira między pauzę kaszlu. Hebanowłosa nie rozumiała, ale za to kapitan tak. Szybko wstał, wziął woreczek Saphiry po który sięgała. Sypnął trochę ziół do pustej filiżanki i wlał gorącą wodę. Pomógł wstać zielarce do pozycji siedzącej i podał napój. Choć lekarstwo było strasznie gorące i tak wypiła. Kaszel powoli ustąpił. Kai i Kaori pomogli wstać Saphirze i posadzili ją na fotelu.
-Dziękuję.- powiedziała szeptem. Kręciło jej się w głowie i była słaba z niedotlenienia. Gdy odetchnęła swobodnie oparła głowę do tyłu. Po paru minutach oddychała normalnie i odzyskała siły. Wytarła usta chusteczką i szybko ją schowała do kieszeni. Granatowłosy czół się winny, za ten atak kaszlu. Powoli podszedł do kobiety, nie patrzyła na niego tylko na ogień.
-Ja..- spojrzała na niego kątem klepsydrowym okiem.- Przepraszam za me zachowanie, jest mi przykro z tego powodu.- nic nie powiedziała, tylko znowu patrzyła w ogień.
-Jesteś osobą która najpierw robi potem myśli. To błąd.- powiedziała szeptem taki że przeszedł im dreszcz.- Przyjmuję przeprosiny, ale ma to być ostatni raz. Rozumiano.- przycisnęła ostanie słowo.
-Ta.. Tak.- skazała dłonią żeby usiedli. Kaori spojrzała na nią z troską.
-Nie martw się, już mi przeszło.- usiadła koło brata nawet na niego nie patrząc. Przez pół godziny nikt się nie odezwał. Można było usłyszeć tylko skwierk palonego drewna.
-Czy jest lekarstwo??- spytał Kai. Czarnowłosa spojrzała na nich.
-Tak. Niestety nie wiem czy przeżyjesz.
-Nie rozumiem?
-Wyjaśnię jak najlepiej żebyście zrozumieli. Trzeba zebrać kilka rzeczy. Niełatwo je dostać, większość z nich strzeże zło lub nie wiadomo gdzie są. Gdy uzbierasz musisz je pomieszać w jedno i napić. Ale..
-Zawsze musi być „ale”- mruknął Tyson.
-Ale możesz napić się dopiero po przemianie.
-Dlaczego nie mógłbym teraz?- zapytał spokojnie niebieskowłosy.
-Byłyby fatalne skutki, powiem więcej przerażające.
-Czyli?
-Zamieniłbyś się w to.- stała i wzięła jedną książkę, otworzyła na jednej stronie i postawiła na stole tak by reszta zobaczyła. Na jednej stronie była obraz.
<Dodałam zdjęcie bo ja bym nie mogła go opisać i.. idę rzygać dop.Szila>
Patrzyli na to z odrazą i żołądki zaczynały im podskakiwać do gardła. Widząc ich reakcję Saphira zamknęła książkę.
-Chyba już rozumiesz.
-Jeśli mogę tak zrozumieć, to lekarstwo jest za mocne dla organizmu człowieka. Więc muszę je wypić po przemianie, bo chyba wtedy moje ciało jest na tyle odporne żeby nie zamienić się w to coś.
-Lepiej bym nie mogła powiedzieć.
-To na co czekamy, zacznijmy zebrać składników.
-Myślisz że to takie łatwe zadanie. Powiedz mi gdzie znajdziesz jajo smoka, złotego jednorożca, ognistego ptaka, najstarszego elfa i źródło z Przeklętego lasu??
-Ee... nie wiem. Te istoty są legendą.
-Może w waszym świecie, ale w moim nie.
-Co masz na myśli „moim świecie”- spytał Kenny.
CDN.
**************************************************************
-Ona jest z innego wymiaru.- powiedział Kai.
-Brawo chłopcze, skąd się domyśliłeś.
-No właśnie.- spytali inni.
-Po 1. Nosisz dziwne ubrania, zwłaszcza peleryna.
2. Na pasku masz dziwny, choć piękny sztylet z dawnych czasów. I wątpię żeby taki gdzieś znaleźć.
3. Prawie nic nie wiesz o świecie.
4. Nagłe zapalenie się ognia w kominku, co uważam że to nie była byle jaka sztuczka. Widziałem jak zrobiłaś dziwny ruch nadgarstka gdy stałaś przy kominie.
5. Człowiek nie umie rozmawiać z zwierzętami.
6. Najważniejszy punkt. Jak na twój wzrost jesteś zbyt lekka. Ja z Kaori podnieśliśmy cię z łatwością. Nie jesteś do końca człowiekiem. Mogę tylko domyślić się że ktoś z twoich rodziców jest elfem, albo był to twój przodek.- zapadła cisza. Nikt prawie nie oddychał. Czarnowłosa kobieta uśmiechnęła się, biła prawo.
-Gratulacje Kai. Zadziwiłeś mnie. To co powiedziałeś jest prawdą. Jak domyśliłeś się o mej drugiej krwi.
-Twoja uroda i uszy. Po za tym czytam książki związane z fantastyką i o różnych starożytnych rasach. <dzieci czytajcie książki ^_^ dop.Szila>
-Przepraszam, że przeszkadzam w rozmowie, ale mamy ważne rzeczy do rozmowy.- wtrąciła się Kaori.
-Też racja. Wracając do tematu pomogę wam w zebraniu lekarstwa, ale będziecie musieli opuścić ten wymiar. Mam nadzieję że rozumiecie.- kiwnęli głowami.- Za nim wyruszymy musimy zaczekać na twą przemianę. Gdybyś pojawił się u mnie to magowie mogliby cię wykryć i by cię od razu zabili. Więc zaczekamy i wyruszymy. Dam wam czas do zastanowienia się, zwłaszcza tobie Kai.- jego przyjaciela zerknęli na niego. Bardzo o niego się martwili, nie chcieli stracić swego kapitana, co najważniejsze przyjaciela. Lider skrzyżował ręce na klatce i zamknął oczy. Znali tą pozę, teraz wszystko przemyśli i wymyśli coś. Po 5 minutach otworzył oczy, spojrzał na pół elfkę.
-Z tego co usłyszałem od Kaori to człowiek zamieniony w stworzenie było groźne i atakował prócz swego pana. Co uczynisz gdy przemienię się??
-Będę z tobą walczyła, fizycznie i psychicznie, aż umysł bestii zostanie pokonane i będziesz nad nim panował. Jeśli przegrasz będę musiała cię zabić.- Kaori szybko wstała.
-Nie ma innego wyjścia??
-Nie.- cisza, Kaori zerknęła na swego chłopaka. Siedział spokojnie, jakby nie bał się. Zrozumiała co Kai teraz myśli.
-*Kai i przegrana, chyba w snach. Nie dopuści do tego żeby przegrał.*- usiadła spowrotem na swe miejsce.
-Mogę wiedzieć co widziałaś lub zrobiłaś??
-Tego na razie nie mogę powiedzieć, dowiesz się swoim czasie.- zerknęła na okno. Była noc.- Jest późno, zapewnię chcecie odpocząć, pozwólcie że odprowadzę was. Bym zaproponował zanocowanie u mnie, ale nie mam dość miejsca dla was wszystkich.
-Proszę się nie martwić, rozumiemy.- gdy wyszli ogień w kominku zgasł i było strasznie ciemno. Saphira nie zapaliła żadnej pochodni tylko szła przed siebie, wzięłam ze sobą laskę. Była długa, wyższa od niej, na samym końcu była niewielka kryształową kula. Drewno laski było pomalowane na niebieski kolor. Za nią szła młodzież, czasami potykali się o coś.
-Przepraszam, zapewnię nic nie widzicie w takiej ciemności. Garjzla.- powiedziała dziwnym językiem i kryształ zaświecił jasnym światłem odpędzając mrok. Szli w ciszy, Saphira ani razu nie pytała dokąd ma iść. Najwidoczniej wiedziała gdzie zamieszkują. Odprowadziła pod samą chatkę i pożegnała ich. Gdy weszli nie mieli ochoty na rozmowę. Musieli to przemyśleć. Rano przyleciał do nich orzeł z karteczką. Zielarka napisała że jeśli Kai wyczuje jakieś zmiany mają ją zawiadomić jak najszybciej. Dzień mijał tak jakby nic się nie stało. Zrobili trening, zjedli obiad w miłej rozmowie i późno poszli spać.
Następny dzień był taki sam. W późną noc niebieskowłosy wyszedł na spacer przy jeziorze. Usiadł na kamieniu i patrzył w niebo. Może tego nie okazywał, ale bał się. Bał że gdy przegra walkę i pół elfka nie powstrzyma go skrzywdzi swych przyjaciół i Kaori.
-Jak widzę to nie tylko ja nie mogę zasnąć.- odwrócił się i zobaczył hebanowłosą dziewczynę o pięknych błyszczących czarnych oczach. Usiadła koło niego i oparła głowę o jego ramie. Przytulił ją.
-Kaori czy wygram tą walkę?- dziewczyna zaskoczyła się tym pytaniem. Spojrzała na niego zamartwiona. Położyła obie dłonie na jego policzkach.
-Kai, jesteś osobą która nigdy się nie poddaje, choć może przegrać walczy nadal. Nie możesz stracić nadziei, w swą siłę i w wiarę siebie. Pamiętaj że nie ważne co się stanie my będziemy przy tobie, nie pozwolimy tej bestii cię omamić. Wierzymy ciebie i czerp z nas siłę dzięki której wygrasz walkę.- przytuliła go do siebie, jak matka swego syna.
-Dziękuję ci Kaori, nieważne czym się stanę, nadal będę Cię kochał.
-I ja Ciebie mój najdroższy.- pocałowali się namiętnym pocałunkiem zapamiętując tą chwilę na zawsze. Gdy tak siedzieli to usłyszeli piękną melodię fletu i piosenkę.
-Kto śpiewa?
-Saphira, chodź pokażę ci.- złapała go za dłoń i pociągnęła go do lasu <Nie to co macie na myśli!!!! Dop.Szila>
szli najciszej i zatrzymali się na skraju polany. Niedaleko siedziała elfka na głazie. Koło niej lewitował piękny drewniany flet, a ona śpiewała. Głos był pełen smutku i cierpienia. Kai poczuł w oczach łzy. Zerknął na swą dziewczynę i po jej policzkach spływały łzy. Nie dziwił się dlaczego płakała. To była smutna piosenka, zbyt smutna żeby nie powstrzymać łez. Po chwili niedaleko nich na polanę wyszło kilka zwierząt, jak lisy, króliki, jeże i jeszcze innych leśnych zwierząt. Położyły się wokół elfki i słuchały. Śpiewała długo i bez odpoczynku. Skończyła gdy księżyc wszedł wysoko. Flet schowała do torby. Zwierzęta wróciły do lasu, a Saphira powoli szła w ich stronę.
-Chowajmy się.- szepnęła Kaori i schowali się za drzewem. Elfka przeszła nie zauważając ich.
-I co spodobało ci się?
-Tak. Przychodzisz tu czasami??
-Aha.
-Lepiej wracajmy zanim Tyson zaalarmuje że nas nie ma.
-Mój brat jest dla mnie zbyt opiekuńczy.
-Powinnaś się cieszyć, że ktoś martwi się o ciebie.
-Cieszę się, ale to czasem staje się denerwujące.- rozmawiali tak idąc trzymając się za dłonie.
-Uważaj na korzeń.
-Jak możesz widzieć w takiej ciemności.- poczuła jak niebieskowłosy zesztywniał i stanął. Spojrzała na niego.- Kai.
-Ja widzę jaśniej. Widzę jakbym miał świeczkę zapaloną. Wracajmy szybko.- pobiegli do chatki i gdy weszli Max co omal zawału nie dostał na widok kapitana.
-Ka... Kai to ty??- wszyscy spojrzeli na niego.
-Co jest?- spytał rubinooki. Spojrzał na każdego. Kenny próbował coś powiedzieć, ale jąkał się. Kaori zasłoniła dłonią usta. Kociooki wystąpił.
-Kai jak się czujesz??
-Tak jak zwykle, czy powiecie dlaczego tak na mnie patrzycie?- minął ich i poszedł do kuchni, a dokładnie do wiszącego lustra na ścianie. Spojrzał na swe odbicie i zamarł. Powoli podniósł swe dłonie do twarzy. Trzęsły mu się. Dotknął twarzy. Oczy miał inne, nie rubinowe tylko złote jak u zwierzęcia. Wyrosły mu kły, dłuższe niż ma Ray. Włosy miał czarne. Uszy miał hmm jak wam to opisać, już wiem!!! Takie jakie widzicie na zdjęciu obok tylko mają kolor czarny <wycięła z rysunku bo nie wiedziałam jak miałam opisać Razz Dop.Szila> Spuścił głowę i zacisnął dłonie. Hebanowłosa powoli podeszła i położyła rękę na jego ramieniu.
-Kai...- nie dokończyła bo kapitan szybko wybiegł z chatki do lasu.- Kai!!!!- wszyscy pobiegli za nim. Niestety zgubili.
-Musimy szybko zawiadomić Saphirę, tylko ona teraz może mu pomóc.- pobiegli najszybciej jak mogli do domku zielarki.
-Saphira!! Obudź się!!!- Ray walił w drzwi, po chwili zostały otwarte.
-Co się stało??
-Kai zaczyna się przemieniać!!- Saphira na chwilę znikła i wróciła z laską.
-Wejdzie do środka i nie wychodźcie.
-Idziemy z tobą, nie możemy go zostawić w takim wstanie, poza tym na pewno przyda się nasza pomoc.- czarnowłosa elfka chciała coś powiedzieć, ale gdy spojrzała na nich zrozumiała że nie zmienią zdania.
-Dobrze, ale macie słuchać się mnie rozumiecie. Teraz szybko biegnijmy.

Kai biegł przed siebie bardzo szybko. Czół że nadchodzi zło które jest w nim. Potknął się, podniósł i pobiegł dalej. Nie wiedział że wypadł mu Dranzer. Zatrzymał się dopiero przy wielkim dębie. Rósł w samym środku lasy. Skulił się pod korą.
-Proszę niech to się okaże zły snem, niech to będzie zły sen.
Dlaczego ja muszę tak cierpieć. Dlaczego? Dlaczego!!!!

Kaori stanęła.
-Słyszeliście?
-Tak i nie zatrzymuj się! Mamy niewiele czasu!- biegli w właściwą stronę, Saphira coś zauważyła na trawie. Wzięła to dalej biegnąc.
-To chyba jego własność?- uniosła do góry dysk.
-Tak, najwidoczniej wypadł mu.- powiedziała dziewczyna biegnąc obok elfki. Dała jej dysk.
-W twoich rękach będzie bezpieczny.- usłyszeli krzyk.- Szybciej!!- dobiegli po paru minutach i zobaczyli jak kapitan klęczy, łapie się za głowę i krzyczy.- Okrążcie go ale nie dotykajcie.- stali w kole i powstrzymywali się żeby nie podchodzić. Krzyk stawał się coraz głośniejszy.
-Saphira zrób coś!
-Jeszcze nie.- paznokcie chłopca stały się ostre, skórę pokryła czarna sierść.
-Kai nie poddawaj się!!
-Jesteśmy z tobą!!
-Walcz!!
-Nie pozwól żeby jakieś zwierze cię opanowało!!- krzyki chłopców w jakiś sposób trochę pomagało. Kai spojrzał na Kaori spojrzeniem pełen bólu, cierpienia, smutku i.. miłości.
-Kaori.- szepnął i krzyknął, tym razem to nie był do końca krzyk. To było wycie! Ciało Kaia otoczyła czarno-fioletowe światło i kształt ciała zaczął rosnąć i zmieniać się.
-Przegrał.- usłyszeli jej słowa. Światło znikło i teraz przed nimi stał dwumetrowy czarny wilk, z wielkimi kłami i ostrymi pazurami. <jeśli przesadziła z wielkością to macie problem Razz bo mi się podoba Dop.Szila>. Obserwował ich żółtymi oczami, pragnął krwi.
-Kai.- szepnęła Kaori. Elfka stanęła przed nią.
-To już nie Kai, choć jest jeszcze nadzieja.- zdjęła pelerynę i zbliżała się do wilka. Bestia warczała i zjeżyła się. Nagle ubranie czarnowłosej zaświeciło jasnym niebieskim światłem i kiedy znikło teraz miała na sobie zbroję <rysunek obok> miała na nadgarstkach to co ma Shen rycerz Andromedy z Saint Seya.
-Kai jeśli mnie słyszysz zwalcz demona!! Masz jeszcze szansę na wygraną!!!- łańcuch nagle wydłużył się i leciał w stronę demona. Reszta myślała że zaraz ich przyjaciel zginie, ale zdziwili się. Łańcuch owinął wilka i drzewa tak że nie mógł się ruszać.
-Demonie, jeśli nie uwolnisz chłopca trawisz do otchłani gdzie będziesz cierpiał gorzej niż dotychczas!!! Uwolnij go!!- Saphira zachwiała się do tyłu, jakby dostała w twarz. Kaori zauważyła, że jej klepsydrowe oczy zwęziły się i jej włosy zmieniają barwę na jeszcze ciemniejsze.- Blitz!- z czubków palców wystrzeliły pioruny. Powędrowały wzdłuż łańcucha i wilk zawył od ataku, ale nadal się opierał. Oczy wilka zaświeciły się, elfka czuła jak niewidzialna ręka uciska jej szyję.
-Myślisz że takie sztuczki mnie powstrzymają!!!- odparła atak i rzuciła jeszcze jedno zaklęcie tym razem inne. Tak walczyli toputy topuki jeden z czarów wilka uderzyło łańcuch i rozluźnił. Bestia rzuciła się na elfkę i uderzył ją łapą. Cios był silny i czarnowłosa upadła do tyłu. Wilk ciągle ją uderzał.
-*Dlaczego nie atakuje zębami, czy pazurami?*- pomyślała i zrozumiała.- Słuchajcie mnie! Uwolnijcie te swe bestie i zaatakujcie!!- posłuchali i chłopcy wypuścili dyski. Wezwali bestie i wilk zaprzestał ataku na elfkę. Teraz walczył z Drigerem, Dracielem i z Dragonem. One nie były już duszami, były żywe. Niestety nie potrafiły mocno atakować, bo wiedziały że wilkiem jest przyjaciel ich panów i nie chciały go zranić. Kaori tym czasem podeszła do Saphiry.
-Dlaczego kazałaś im go zaatakować??
-Patrz i powiedz co widzisz??- patrzyła jak każda bestia atakowała czarnego wilka. Nie rozumiała. Już chciała odwrócić wzrok.-Patrz!- kazała elfka. Zerknęła i coś zauważyła.
-Wilk..
-Tak, waha się. Kai nadal z nim walczy i pomagamy. Niestety to za mało, chyba że.- wstała. -Kaori widzę nadzieję w tobie.
-We mnie??
-To może być niebezpieczne. Muszę zaryzykować.- pobiegła do wilka i laską mocno uderzyła bok. Teraz elfka razem z tygrysem, smokiem i żółwiem walczyła. Skoczyła za Tysonem.
-Czego on najbardziej nienawidzi?
-Nienawidzi swego dziadka Voltera i jak przegrywa.
-A kogo kocha najbardziej?- odbiła czar laską.
-A jak myślisz.- uśmiechnął się i wskazał wzrokiem na siostrę.
-Tyson wezwijcie swe bestie spowrotem do tych dysków.
-Ale..
-Nie mam czasu.- granatowłosy przekazał wiadomość innym i nie rozumieli planu. Po chwili ich bestie znikły w dyskach. Saphira stała przed wilkiem.
-Słuchaj mnie Kai!!! Mówiłeś mi że twój dziadek źle cię taktował i mówił że jesteś słaby!! Bo jesteś!! Opanowała cię zło bo jesteś słabym gówniarzem!!! Jak możesz nazywać się liderem, kapitanem najlepszej drużyny!! Powinieneś się wstydzić!!! Założę się że nikt nie będzie tęsknił za tobą kiedy umrzesz!!
-DOŚĆ!!!! Przestań!!- krzyknęła Kaori i za nią poszli brat i jego przyjaciele.
-Jak śmiesz tak o nim mówić o naszym przyjacielu!!- Ray.
-Znam Kaia i on nigdy się tak łatwo się nie poddaje!!- Tyson.
-Nie jest żadnym gówniarzem tylko naszym kapitanem!!- Max.
-Choć miał ciężkie życie jest z nas najsilniejszy i odważny.
On nigdy nie przestał walki nawet jeśli nie było nadziei w zwycięstwo.- Kenny
-Po za tym ma jeszcze nas, ma przyjaciół którzy w niego wierzą!!- Kaori, z granatowego dysku wyłonił się Dranzer.
-Czerp siłę z przyjaźni i miłości. My wszyscy jesteśmy z tobą.- jego pióra zapłonęły. Chłopców otoczyła ich własna aura. Przed Kaori pojawił się flet i wzięła go do ręki. Zaczęła grać piękną melodię. Energia z chłopców powędrowała do dziewczyny i otoczyła kolorowa aura. Ta sama energia otoczyła demona. Walczył z tym z całych sił. Wył, drapał pazurami ziemię. Saphira podniosła ręce do góry i nad nią pojawiła się kula energii. Wilk zawył raz jeszcze i czarna masa wyszła z niego i poleciała do kuli. Gdy się połączyły zabłysło mocne światło.
-Gratulacje, uratowaliście przyjaciela.- jej włosy wróciły do naturalnego koloru. Spojrzeli szybko ma miejsce gdzie ujrzą swego kapitana. Teraz tam stał piękny wilk <tej samej wielkości jakim był demon> o pięknej jasno niebieskiej sierści i rubinowych oczach które obserwowały ich uważnie. Powoli do niego podeszli, Kaori stała najbliżej przed wilkiem.
-Kai?
-Tak, moja najdroższa.- usłyszała tak jej znany głos w umyśle, że nie miała wątpliwości.
-Kai!- przytuliła się, tak jak reszta. Saphira oparła się o drzewo i uśmiechnęła.
-Nie myślałam że się uda.- chciałam wspomnieć że Dranzer nadal jest po za dyskiem.
-W tych dzieciach kryje się wielka moc. Zapamiętaj me słowa.
-Ale czy ta moc pomorze im w podróży??
-Zobaczymy.- podleciał do swego pana, zapłonęły pióra i dysk uniósł się przed nimi. Dysk i ognistego ptaka otoczyła jasne światło i złączyli się w jedno. Światło przybierał kształt i szybko znalazł się na szyji wilka. Gdy zgasło na szyji była piękna gruba obroża o kolorze granatowym, a na samy środku był Dranzer.< Zdjęcie obok. Przepraszam że kiepski ale nie miałam czasu na narysowanie ręcznie, więc narysowałam na poincie Dop.Szila>
-Co się stało??- spytał Tyson
-Dlaczego Dranzer zamienił dysk na obrożę??- Kenny. Podeszła elfka już w swym stroju, podpierała się laski.
-Twój przyjaciel postanowił użyczyć ci swej mocy. Nie możesz nic nosić, więc postanowił w takiej postaci z tobą podróżować.
-Inaczej mówiąc mam moc Dranzera.
-Tak. Chciałam przeprosić cię za to że musiałam powiedzieć takie słowa, ale nie miałam innego wyboru.
-Rozumiem i dziękuję jeszcze raz za pomoc..
-Saphira powiedz mi dlaczego tylko ja słyszę Kaia, a inni nie.- spytała Kaori.
-Tylko ty?? Hm najwidoczniej połączyła was silna więź.
-Ale jaka??
-No siostro przecież wiesz ^_^.- uśmiechnął się wrednie Tyson i lekko szturchnął ją w bok. Na twarz dziewczyny wyskoczył mocny rumieniec.
-Teraz lepiej zrobimy jak odpoczniemy. Spotkamy się jutro po południu na polance.- nacisnęła na ostatnie dwa słowa i spojrzała na Kaia i Kaori.
-He he widziałaś nas??
-Mam dobry słuch. Do zobaczenia.- skoczyła wysoko w górę na gałąź i znikła.
-Łał, nie wiedziałam że można tak skoczyć.- powiedziała Max.
-Wracajmy, jestem zmęczony.
-Ciekawe czym.- Kaori zachichotała. Wrócili do chatki, Kai wszedł chyląc się i zmieścił w pokoju. Było jeszcze miejsca dla innych. Od razu położyli się spać. Dziewczyna nie mogła zasnąć, nie mogła oderwać wzroku od wilka.
-Dlaczego nie śpisz??- spytał otwierając oczy, Które teraz świeciły się w ciemności jak u wilka.
-Za dużo wrażeń.- szepnęła i podeszła owijając się w koc który kiedyś Kai ją przykrył.
-Zimno ci??
-Trochę ^_^. A ci nie jest??
-Nie.- milczał przez chwilę.- Kaori, czy..
-Kai, nie ważne jak wyglądasz ja nadal cię kocham i zapamiętaj to.- odpowiedziała na jego niedokończone pytanie.
-Zapamiętam.- przytuliła, a on delikatnie oparł głowę o jej ramie.
-Chociaż z drugiej strony, nawet całkiem wyglądasz w tej postaci ^_^.- zasnęła leżąc opierając się jego boku.
CDN.
**************************************************************
-Ułaaaaa!- ziewnął głośno Tyson.- Dzień dobry. Co na śniadanie?
-Jajecznica.- odpowiedział kociooki. Brat hebanowłosej szybko wstał i ubrał się.
-Gdzie Kai??
-Jest na zewnątrz.- podała śniadanie siostra.
-Czy zjthł copś??
-Tyson nie mówi się pełnymi ustami!- nakrzyczał Kenny.
-Ja idę do Kaia. Będzie trzeba zastanowić się co dalej.- wstał Ray i wyszedł. Nigdzie kapitana nie widział.- Gdzie on jest.- coś usłyszał za siebie i zobaczył jak niebieski wilk biegnie w jego stronę. Poczuł się jak kot i zaczynał cofać się do drzewa.- Kai to ja Ray!!- skoczył na gałąź.- Ratunku!!- przyjaciele wybiegli z chatki i zatrzymali się na schodach.
Gdy zobaczyli lidera stojącego pod drzewem gdzie siedział na gałęzi Ray to Kaori wybuchła śmiechem. Inni poszli za nią, Max tarzał się na podłodze.
-Rany jak ty śmiesznie wyglądasz!!
-Kotek przestraszył się!!
-Mamy wezwać straż pożarną??
-To nie jest śmieszne!!!- krzyknął oburzony kociooki.
-Ray przecież Kai by cię nie skrzywdził. Złaś z drzewa.- zszedł z kocią zwinnością i spojrzał na kapitana. Warknął przeciągle i uniósł wargę, ukazując rząd ostrych zębów. Kociooki już kiedyś słyszał podobne warknięcie. Uświadomił sobie, że kapitan się śmieje z niego.
-I z czego się śmiejesz!!- zjeżył się i wszedł do środka chatki mijając resztę. Po południu poszli na umówione spotkanie. Już czekała na nich Saphira. Usiedli na trawie.
-Chciałam z wami się spotkać, bo chcę wiedzieć czy zdecydowaliście wyruszyć w odnalezieniu leku.- Ray odpowiedział.
-Ja i moim przyjaciele zdecydowaliśmy, że razem z naszym kapitanem wyruszamy nie zważając na niebezpieczeństwa które na nas czekają.- elfka na razie nic nie mówiła, tylko patrzyła swymi klepsydrowymi oczami na każdą osobę. Czuli się trochę dziwnie kiedy zetknęli się z tym spojrzeniem. Uśmiechnęła się.
-Ostrzegam was wszystkich że to nie będzie jak spacerek po parku. Możecie nawet zginąć, czy czujecie się na tyle żeby opuścić swój świat i stawić najróżniejszych niebezpieczeństwom?- cisza. Spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami.
-Tak.- odpowiedział kociooki.
-Masz oddanych przyjaciół Kai, na pewno jesteś z nich dumny.
-Jestem szczęśliwy że takich spotkałem.
-Wyruszymy za dwa dni, otworzę przejście do mego świata. W czasie podróży będę was uczyła szermierki, musicie jakoś się bronić. Zmienicie stroje, żeby nie rzucać się w oczy. Są jakieś pytania??
-Jak będziemy się poruszać??- spytał granatowłosy.
-Na początku pierwszo, później konno.
-Czy będę mógł wziąć ze sobą Dizzi.- Kenny.
-Niestety, ale nie.
-A nasze dyski?? Nie chcemy ich zostawić.- elfka zamknęła oczy. Reszta siedziała cicho, domyśleli się że zastanawia się.
-To będzie kosztować mnie sporo mocy, ale zrobię co w mojej mocy żeby było podobnie co z Dranzerem.
-Będziemy mieli obrożę??- spytał Tyson.
-Nie całkiem. Pytania??
-Mówiłaś kiedyś że jak znajdę się w twym świecie to magowie mogą mnie wykryć. Co zrobimy jak nas znajdą??
-Nie znajdą, choć tego nie wiesz twój ognisty przyjaciel osłonił cię specjalną ochroną, że nie wykryją twej obecności.
-Słyszysz co mówi??- spytał Max.
-Tak, ja umiem rozmawiać z zwierzętami. A właśnie. Kai czy wyczułeś jakieś zachowanie??
-Jakiś instynkt kazał mi iść na polowanie.
-Instynkt wilka. Masz część wilczej natury. Będziesz z czasem z tym współpracować, inaczej będą kłopoty. Czy coś jeszcze??
-Rano sprawdziłem moje ciało. Jakie jest szybkie i silne.
-Jakie wyszły wyniki??
-Pozytywne.
-Aha, to wszystko co chciałam wiedzieć. W razie czego jak przyjdą wam jakieś pytania wiecie gdzie mnie znaleźć.
-Saphira ja chcę ci oddać flet.
-Zostaw go sobie, przyda ci się jeszcze, po za tym ładnie grasz.- wstała, jak inni i ruszyli do siebie. Gdy przyjaciele byli już blisko do zauważyli jak ktoś stoi przed chatką.
-Kaori powiedz im że to pan Dickenson. Będę czekał nad jeziorem.
-Dobrze.- przekazała reszcie i Kai zniknął. Poszli do starszego pana. Zauważył ich.
-Cieszę się że was widzę.
-I my również. Co pana do nas sprowadza, czyżby Borys nas znalazł.- spytał Kenny.
-Nie, mam dobre wieści, a gdzie Kai.
-Poszedł się przejść i wróci późno.- szybko odpowiedziała hebanowłosa.
-Przekażecie mu, że Borys i jego ludzie zostali aresztowani.
Zostaną bardzo długo w więzieniu.
-Juhuu!!!!- krzyknęli z radości.
-Możecie wracać do domu. Zaczekamy na waszego kapitana i wyjeżdżamy.- ucichli.- Czy coś się stało.
-Nie, skądże znowu.
-Nam się.. ee.. ee..
-Nam się tu spodobało i ...
-Chcieliśmy tu zostać na jeszcze dłużej.
-Niech pan się zgodzi, mistrzostwa mamy za cztery miesięcy. Do tej pory będziemy tutaj przebywać i pilnie trenować.- powiedziała słodko Kaori.
-No dobra, zgadzam się.
-Juhuu!!!
-To już pojadę, mam jeszcze sporo pracy.- pożegnali sponsora i zjawił się Kai. Dziewczyna wszystko przekazała.
-A propo treningu, powiedz im że mają się przygotować.
-Chłopcy czas na trening.
-Niee!!!- biegali, robili pompki, przysiady, skłony. Wszystko pod okiem kapitana. Kai także trenował. Przywiązali do jego obroży zwalone drzewo i musiał go ciągnąć tak bardzo długo aż się zmęczy. Trwało to cztery godziny. Wrócili strasznie zmęczeni i głodni. Kaori ugotowała im pyszną kolację. Zjedli, a Kai pobiegł na polowanie. Na początku szło kiepsko, ale gdy zaczął współdziałać z zwierzęcym instynktem upolował cztery króliki. Nie zwracał uwagi na niemiły smak bo był głodny.
-A myślałem że jedzenie które przyrządził kiedyś Tyson jest gorsze.- jak wrócił inni co omal zawału nie dostali na widok krwi na pysku wilka.
-Kai masz krew na ee pysku.- powiedział Tyson. Trochę się śmiali jak zaczął myć jak pies. Następny dzień minął szybko.
Szila
PostWysłany: Nie 13:16, 12 Lut 2006


Dołączył: 28 Paź 2005

Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów

Cześć to znowu ja i tym razem zalogowałam się daję jeszcze to


Nie wiedzieli zbytnio co mogą wziąć. Postanowili spakować do plecaków koce, prowiant, bieliznę i jeszcze innych rzeczy. Poszli na polanę. Nie było elfki.
-A gdzie ona jest??
-Pewnie zastanawia się co wziąć, co naturalne u kobiet.- Tyson dostał w łeb od swej siostry.
-Uważaj co mówisz.- czekali tak przez chwilę i przyszła elfka. Miała tylko torbę na ramię <podobny co ma Xellos Dop.Szila> i laskę.
-Przepraszam za spóźnienie, musiałam pożegnać mych leśnych przyjaciół.
-Rozumiemy.- powiedzieli co mają spakowane i najwidoczniej mogli to wziąć ze sobą.
-Zanim otworzę portal czy ktoś chce się wycofać??- nikt się nie odezwał.- No to w drogę.- wyjęła sakiewkę z jakimś proszkiem i posypała na trawie odrobinę wokół nich. Elfka nuciła zaklęcie starannie żeby nie popełnić żadnego błędu. Pojawił się okrąg otaczając ich ścianą zielonego ognia. Płomień raził mocnym blaskiem że musieli zamknąć oczy. Gdy otworzyli znaleźli się w innym miejscu. Byli na otwartym terenie i otaczały ich góry. Była noc, bardzo ciemna noc.
-Biltz.- kula na lasce Saphiry zapaliło się. Elfka klęczała opierając się laski. Ray klęknął koło niej.
-Wszystko w porządku??
-Tak, tylko muszę trochę odpocząć, dawno nie rzucała tego czaru i zapomniałam jakie jest potężne.- wbiła koniec laski głęboko w ziemię.- Wyprzedzając wasze pytanie jesteśmy w górach Mglistych. Nazwa pochodzi od tego że w tych górach są gęste mgły. Zaczekamy aż zajdzie słońce i wyruszymy do pierwszego miasta.
-Jest tu bezpiecznie??- spytał Kenny.
-Jeśli nie będziesz się oddalał i hałasował to na pewno tak.- wyjęła z torby koc i położyła się zasypiając od razu. Reszta poszła za nią. W nocy czasami budzili się słysząc dziwne dźwięki, albo czuli jak coś ich stuka o głowę. Dziwili się że elfka spała spokojnie. Wyruszyli przed świtem. Droga wiodąca do miasta nie była łatwa, było stromo u musieli przechodzić przez wąskie ścieżki. Odpoczynek zrobili po południu.
-A myślałem że treningi Kaia są takie wyczerpujące.
-Z tym to ja się z tobą zgadzam Tyson.- powiedział Max nadal uśmiechając się.
-Zaraz wyruszamy, mamy jeszcze niecałe pięć godzin do miasta.
-A do jakiego miasta udajemy się??- spytała hebanowłosa.
-Melian. Miasto jest częściowo pod ziemią, ale większość mieszkańców przybywa na zewnątrz. Ruszajmy.- nie było łatwo, ale gdy znaleźli prostą czystą drogę szybko dotarli do miasta. Przed wejściem Saphira dałam im peleryny żeby nie pokazywać się w tych ciuchach.- Kai zachowuj się spokojnie, mieszkańcy nie będą zwracali uwagi na ciebie.
-Dlaczego??- spytał Ray idąc koło czarnowłosej.
-W tych górach zwierzęta są w tej samej wielkości co twój przyjaciel.
-Jak zmieściły ci się te peleryny w twej torbie??- spytał Kenny.
-To zaczarowana torba, w niej mogę mieścić określoną ilość rzeczy.- założyli na głowy kaptury i skierowali się do strażnika. Był bardzo wysoki i umięśniony. Miał lekką zbroję, w lewej dłoni trzymał tarczę, a w drugiej miecz. Stanął przed nimi.
-Witajcie przybysze, mogę wiedzieć dlaczego chcecie wejść do miasta.
-Szukamy gospody żeby wypocząć po podróży.- strażnik spojrzał na każdego dokładnie, zatrzymał wzrok na wilku.
-Jest twój??
-Należy do tej młodej damy. Proszę się nie martwić nie będzie sprawiał kłopotów. Ma pan moje słowo honoru.
-No dobra, włazić.
-Dziękujemy.- szli główną ulicą i mieszkańcy tylko szybko zerknęli na Kaia i wrócili do swych spraw.
-Nie boją się mnie??
-Wilk jest symbolem ich władcy, więc nie martw się.
-Gdzie zatrzymamy się??
-U mojej przyjaciółki, mam nadzieję że jeszcze mnie pamięta.- szli i szli aż nogi im bardziej zabolały.
-Będziemy tak iść, nóg nie czuję.
-Już jesteśmy.- stali przed dużym domem z stajnią.- Zaczekajcie.- podeszła do drzwi i zapukała. Otworzyła je starsza pani.
-Słucham.
-Dzień dobry czy zostałam Angelę??
-Pani jest zajęta. Została pani umówiona??
-Nie, jestem w podróży. Nie zajmę Angeli dużo czasu.
-Ale pani naprawdę nie ma czasu.
-Eh może pani przekazać ten oto pierścionek.- zdjęła z palca pierścień z bluszczem i podała.
-Proszę poczekać.- zamknęła drzwi. Po chwili można było usłyszeć szybkie schodzenie po schodach, drzwi otwarły się bardzo szeroko i wybiegła młoda kobieta, kędzierzawych rudych włosach sięgające do ramion, zielone oczy. Ubrania miała piękne i eleganckie. Rzuciła się na szyję elfki i wylądowały na ziemi.
-Saphira jak dawno cię nie widziałam!! Gdzieś ty była?? Martwiłam się o ciebie.
-Angela.. dusisz mnie.
-Oh przepraszam.- stała z niej i pomogła strzepać trawę z peleryny.- Nic prawie się nie zmieniłaś.
-A ty za to tak, kiedy cię ostatnio widziałam miałaś 17 lat.
-Co cię sprowadza do mnie.
-Potrzebuję twojej pomocy.- rudowłosa spoważniała.
-Czy to coś poważnego??
-Lepiej omówmy to w środku.
-Oni są z tobą??
-Tak i wilk także.
-Chodźmy do stajni.- elfka machnęła dłonią żeby szli. W stajni były piękne konie. Usiedli na samym końcu.
-Tutaj nikt nas nie podsłucha.- pół elfka opowiedziała jaki to ma kłopot. Mogła wszystko jej mówić, miała zaufanie. Angela nie przerywała jej.
-I to wszystko.
-Żal mi ciebie chłopcze, domyślam się jak musisz cierpieć. Jaką pomoc od de mnie spodziewasz się??
-Potrzebujemy transportu i prowiantu na długą drogę, krótkie miecze dla nich żeby mogli bronić się i jeszcze ciuchy.
-Z tym to akurat nie będę miała kłopotów. Użyczę wam moje konie i wozu. I podaruję wam pieniędzy, zapewne nic nie masz Saphiro.- Elfka uśmiechnęła się nieśmiało.
-Tak ^_^.
-Kiedy wyruszamy??
-My??
-Ja również z wami pojadę, uwierz mi tutaj można zanudzić się na śmierć.
-Znam ten ton i wiem że nie poddasz się.
-Mój dom jest waszym domem. Niestety nie jest wystarczającą duży żeby pomieścić wilka. Mam nadzieję że nie obrazisz się jak użyczę ci stajnię.- skierowała do rubinookiego.
-Proszę się nie martwić.- Kaori przekazała Angeli słowa Kaia. Dziewczyna została z niebieskim wilkiem, a reszta poszła pomóc przy pakowaniu.
-Mam nadzieję że w innych miastach będzie to samo jak w tym.
-Zobaczymy, nie jesteś głodny??
-Nie, ale ty na pewno tak. Idź, ja zostanę tu.
-Ale..
-Nie martw się o mnie.- dziewczyna wyszła. Kai rozejrzał się i konie nerwowo tupały kopytami.-Nie obawiajcie się mnie, nie zrobię wam krzywdy.- konie uspokoiły się nagle, jakby go zrozumiały.-Czy ja potrawie rozmawiać z innymi zwierzętami?? Będę musiał porozmawiać z Saphirą.- po paru minutach wróciła Kaori z miską pełen mięsa.
-Niedługo wyruszamy, przyniosłam ci jedzenie jakbyś zgłodniał.
Angela życzy ci smacznego.
-Podziękuj ją za mnie. Postaw na ziemi miskę nie musisz trzymać.
-Skąd wiedziałeś??
-Po twojej minie, dziękuję że nie chcesz żebym jadł jak pies, ale w tej postaci nie mam innego wyboru.
-Ja po prostu nie chciałam żebyś zrozumiał że będę traktowała cię jak zwierze.- postawiła przed nim.
-Choć wyglądam jak wilk nadal jestem tym Kaiem którego znacie.- jadł a hebanowłosa powiedziała mu jak wygląda dom rudowłosej w wewnątrz. Zaciekawiło go i słuchał uważnie.
-I ma jeden pokój, jest w nim biblioteczka. Po tytułach by cię zaciekawiły. Służąca jest nawet miłą panią, dowiedziałam się od niej że Angela kiedyś podróżowała z Saphirą.
-Co myślisz o niej??
-O Angeli? Hm sama nie wiem, ale wyczuwam że możemy jej zaufać, po za tym przyda nam się pomoc. Saphira ponoć potrafi dobrze walczyć różnymi broniami, potrafi rzucać zaklęcia ale sama nie da rady. Chyba wiesz co mam na myśli.
-Tak, ten kaszel.
-Nie wiem, jak chciałam dowiedzieć się coś o niej to Saphira zmieniała temat.
-Nasza elfka jest tajemnicza, może uda nam się podczas podróży porozmawiać z Angelą i może coś nam o niej powie.
-Dobry pomysł, Kai ja idę z Angelą na zakupy. Zaczekasz na mnie??
-Tak.
-To ja już idę, niedługo będę.- wyszła. Saphira poszła razem z nimi. Poszły na rynek i szukały odpowiednich ubrań dla chłopców, Kaori i Saphiry. Dla każdego kupiły tuniki, kaftany w odpowiednich ich kolorach, skórzane buty sięgające pod kolana. Potem weszły do sklepu z bronią. Obsłużył ich wielki mężczyzna o ciemnej karnacji.
-W czym mogę pomóc drogie panie??
-Potrzebujemy pięć krótkich mieczy, ale mają być najtwardsze i lekkie. Dwa najlepsze miecze i łuk z strzałami.
-Hm, mam wszystko co pani prosi, ale ostrzegam są drogie.
-Cena nie gra roli.- kupiec na chwilę patrzył na nie a potem zniknął za drzwiami.
-Angelo, a mogę zamiast miecza łuk??- spytała Kaori.
-Jeśli potrafisz dobrze strzelać do tak, ale będzie ci potrzebny miecz.- powiedziała Saphira nadal mając na głowie kaptur. Mężczyzna przyniósł co rudowłosa zamówiła.
-O to miecze, proszę wybrać.- Elfce nie podobały się, żadna z mieczy nie pasował do niej. Nagle wyczuła energię która ją wzywa.
-Czy ma pan jeszcze inne miecze??- spytała sprzedawcy. Rudowłosa spojrzała na swą przyjaciółkę. Znała ten ton.
-Mam.
-Proszę mi pokazać najlepszy miecz. Na pewno ma pan taki.
-Jest jeden, ale to magiczny miecz.
-Pokaż mi go.- mężczyzna na początku wahała się ale poszedł.
-O co ci chodzi Saphiro, te miecze są wystarczające.- powiedziała dziewczyna.
-Dla was tak, dla mnie nie.- wrócił i niósł długi przedmiot owinięty w tkaninę. Przedmiot miał pięć stóp długości i sądząc z miny mężczyzny, był dość ciężki. Położył delikatnie na ladzie i zaczął ostrożnie rozwijać materiał, pasmo za pasmem, zupełnie jakby odsłaniał mumię. Saphira patrzyła zafascynowana, jak spod tkaniny wyłania się miecz. Na końcu rękojeści w kształcie łzy widniały wycięcia, odsłaniające rubin wielkości małego jajka. Całą rękojeść owinięto srebrnym drutem, wypolerowanym tak, że lśnił niczym gwiazdy. Elfka z zachwytem podziwiała barwę pochwy. Nigdy nie widziała równie czystego ciemnego błękitu, ozdobiona jedynie białym wytrawionym symbolem w kształcie skrzydeł. Obok miecza leżał skórzany pas z ciężką klamrą. Ostatni skrawek materii opadł.
-Jeśli pani jest przepisany ten miecz proszę go wziąć, jednak ostrzegam. Miecz sam wybiera właściciela, jeśli nie jest ktoś godny go porazi prądem lub poparzy dłoń.
-Lepiej nie bierz go- poradziła Kaori. Elfka jednak ją nie posłuchała. Wyciągnęła rękę i chwyciła szybkim ruchem jak wąż miecz i podniosła. Niebieska aura otoczyła miecz i potem rozszerzyła się tak że otaczała Saphirę. Potem aura znikła.
-Jak widzę nic ci się nie stało pani. Od tej chwili ten miecz należy do ciebie. Niech to będzie podarunek.- rękojeść pasował jej do dłoni, jakby zrobiono ją specjalnie dla niej. Powoli dobyła miecza, klinga wysunęła się bezdźwięcznie z pochwy. Płaskie ostrze było lśniąco czerwone, błyszczało w świetle ognia w niewielkim kominku. Lekko zakrzywione krawędzie na końcu tworzyły ostry czubek. W metalu wyryto ten sam symbol. Miecz był idealnie wyważony, sprawiał wrażenie przedłużenia ręki, nie przypominał prymitywnych narzędzi z gospodarstwa. Otaczała go aura mocy, jak gdyby w samej istocie tej broni kryła się niepowstrzymana siła. Stworzono go z przeznaczeniem do gwałtownych, brutalnych bitew po to, by odbierał ludziom życie, lecz miał w sobie straszliwe piękno. Patrzyła na niego podniecona i zadowolona. Schowała spowrotem do pochwy. Wyjęła z kieszeni łańcuszek z pięknym klejnotem. Podarowała go mężczyźnie.
-Wiem że to niewiele, ale gdy pan będzie potrzebował pomocy niech pan weźmie do ręki klejnot i zjawię się.
-Dziękuję pani, jestem dumny że taka kobieta jak pani została panią tego miecza.- zapłaciły za broń i wróciły.
CDN.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Nie 15:27, 12 Lut 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

NO NAREEEEEEEEEEEEEEEŚCIE COŚ NOWEGO ^^. Nawet nie wiesz jak się z tego powodu ciesze Smile. Fick mi się strasznie podoba, Jezu sf xD hehe. Mam nadzieje że częściej zabawisz na forum.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szila
PostWysłany: Sob 18:09, 18 Lut 2006


Dołączył: 28 Paź 2005

Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów

Niestety nie Tarja Sad ponieważ mój brat dowiedział się że użyłam jego kompa i dostałąm mocne lanie i teraz komp jest na hasło. Wiem mam wrednego brata, co ja na to poradzę. Następne częśći postaram się co dwa tygodnie dawać.

P.S. Nie będę dawała nextów topuki nie zobaczę więcej komentarzy Smile
ma być najwyżej 8.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Sob 20:25, 18 Lut 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

8? Jak ledwo 5 osób chyba nabierząco jest na forum...

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cassie
PostWysłany: Czw 12:35, 23 Lut 2006


Dołączył: 21 Lut 2006

Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD

Dobra, to ja się podzielę komentarzem Razz Ficzek mi sie podoba, bo:
Po pierwsze: zaczęłaś od tego, że Kai już był zakochany, a nie zakochał się w jakiejś lasencji w ciagu jednego dnia.
Po drugie: pojawiło się cosik z Borysem (jak ja kocham tego dziada *-*, nie dosłownie, lubię go, bo fajne ficki mozna z nim pisać, Tarja wie, o co chodzi (Grzyb))
Po trzecie: ee... nie wiem co po trzecie.
Ficzek fajny i już, czekam na nexta Wink
Pozdro!! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Ita
PostWysłany: Czw 13:12, 23 Lut 2006


Dołączył: 19 Lut 2006

Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neurode

Hehehe Cassie , a ja się pochwalę tak perfidnie...początek napisałam ja , że Kai był już zakochany Razz Ale moja siostra nieźle sobie radzi prawda jestem z niej dumna (pęka) PUFFFFF!!! (składa się) No dobra jestem cała ^^.

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Pią 20:02, 17 Mar 2006






No witam!
Dam komenta bo fick mi się podoba i zależy mi na następnej cześci (ale odrazu ostrzegam że długie komentarze odpadają)
Ficek przypadł mi do gustu z kilku powodów a mianowicie:
Popierwsze jest to wymieszanie beyblade i fantastyki czyli jednych z wielu moich pasji. I z tego powodu że Kai zmieniła się akurat w wilka bo ja kocham Kaia i kocham wilki. Very Happy A więc masz u mnie dużego plusa za to. Mr. Green Very Happy Very Happy
Blue_wolf
PostWysłany: Pią 20:05, 17 Mar 2006


Dołączył: 03 Lis 2005

Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Przepraszam ale jestem tak głupia że zapomniałam się zalogować i ten koment powyżej należy do mnie <idzie się rzucić w otchłań z powodu swojej głupoty>

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Pią 20:19, 17 Mar 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

Nic nie szkodzi, przeciez gości nie zabijamy nie nasyłamy na nich hakerów itd. Smile[off]

Szila... Zaspałaś. Dawno Cię nie było. Jak tylko się pojawisz ma być next jasne?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Szila
PostWysłany: Czw 11:59, 23 Mar 2006


Dołączył: 28 Paź 2005

Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów

Cześć wszystkich!!!!!! Wruciłam!!!! Ciszycie się pewnie. Teraz wykożystuję komp szkoły he he he he he!!!!!
Teraz prosze państwa daję nową częśc!!!!!

Chłopcom spodobały się ubrania i od razy założyli.
-Przypięcie pasy.
-Niewygodnie jest.- marudził Tyson.
-Musisz się przyzwyczaić. Masz szczęście że nie kupiłyśmy dla was zbroi. To dopiero by ci było niewygodnie.- do pokoju weszła Kaori ubrana w nowe ciuchy.
-I jak wyglądam??- tunika jest w kolorze ciemnej zieleni zakończona czerwonym paskiem i przypominała spódnicę, kaftan biały, spodnie brązowe. Miała przyczepiony kołczan i łuk na ramieniu. Miała pas z mieczem.
-Pięknie, wyglądasz prawie jak elfka.
-No to co, ruszamy??- spytała Saphira gdy weszła. Była tak samo ubrana co Kaori tylko tunika była w kolorze niebieskim zakończonymi ciemniejszym kolorem. Kaftan jasny niebieski, a spodnie granatowe, buty czarne.
-Tak, wóz już jest gotowy.- Angela przekazał służącej że wyjeżdża i zostawia pod jej opiekę dom. Poszli do stajni. Wóz był załadowany co juki koni. Angela, Kaori i Kenny wsiedli do wozu, a reszta na konie.
-Pięknie wyglądasz Kaori.- Kai szedł obok wozu.
-Dziękuję ^_^- minęli bramę i strażnika. Po drodze trochę porozmawiali i żartowali. Gdy było nudno Kaori grała na flecie, a rudowłosa kobieta śpiewała piękną melodie. Tyson i Max jechali za wozem, a elfka i kociooki na przodzie. Ray czasami rozmawiał z Saphirą, ale gdy pytał o niej to nie odzywała się. Obóz rozbili gdy zaczynało się ściemniać. Zjedli kolacje i już chcieli położyć się ale ^_^.
-Teraz wydobycie miecze i atakujcie mnie.- powiedziała czarnowłosa elfka wydobywając miecz. To samo uczyniła rudowłosa.
-Daruj nam dzisiaj, jesteśmy zmęczeni.
-Wstawać i to już!- krzyknęła elfka, chłopcy i Kaori wstali szybko. Wydobyli miecze.
-A co się stanie jak ktoś zostanie ranny??- spytał Kenny.
-Nic się nie stanie jak zabezpieczę waszą broń.- podeszła do i wzięła ich broń. Położyła na ziemi i uniosła dłoń nad mieczami.
-Geuloth du knifr.- wypowiedziała magiczne słowa i krawędzie mieczy zajaśniały lekkim światłem, tak samo jej. Oddała. Dotknęli ostrzy i wyczuli pole ochronne.- Może nie są ostre, ale nie machajcie nimi beznadziejnie. Możecie komuś złamać nogę czy rękę. Nie uderzajcie w szyję bo możecie zabić. Atakujcie mnie i Angelę.- i zaatakowali, Kenny miał trudności bo nie wiedział jak posługiwać się bronią. Tyson, Kaori, Ray i Max nie mieli problemów. Rodzeństwo ma dziadka który uczy ich walki, kociooki i blondyn nie posługiwali się tak dobrze jak ich przyjaciel ale starali się. Kobiety mówiły każdemu uwagi i porady. Uderzały szybko i zadawały ból. Saphira zaatakowała granatowłosego wymachując mieczem, próbował zablokować atak, okazał się zbyt wolny. Krzyknął z bólu, gdy Saphira rąbnęła go w żebra; zachwiał się na nogach. Kaori bez namysłu rzuciła się naprzód, ale elfka z łatwością sparowała uderzenie. Hebanowłosa machnęła mieczem w kierunku głowy Saphiry. W ostatniej chwili przekręciła rękę, próbując trafić ją w bok.
-Improwizacja, dobrze!- krzyknęła Saphira. Jej oczy lśniły, ręka poruszała się błyskawicznie, zaatakowała tym razem szybciej i Kaori zaraz dostanie w głowę ale zatrzymała miecz przy skroni.- Trup. Pamiętaj zawsze miej oczy na wroga, przewiduj jego ruch i uderzaj słabe punkty.- Odparowała tylny atak Tysona nawet nie odwracając głowy.- Dobrze Tyson, ale za wolno! Kaori ty na dzisiaj masz koniec. Odpocznij.- odwróciła się i atakowała jej brata. Dziewczyna wstała chwiejnie i podeszła do leżącego wilka. Kai obserwował walki. Usiadła i oparła się o jego bok.
-Nieźle ci szło.
-Ale i tak nie dorównam Tysonowi.
-Pożyjemy zobaczymy, ale i tak uważam że jak na pierwszy raz spisałaś się dobrze.
-Naprawdę tak myślisz??
-Tak, teraz odpocznij.- Kaori zamknęła oczy i zasnęła. Czasem przez sen słyszała jak elfka krzyczy do kogoś.
-Przyciągnij do siebie ręce, uginaj kolana!
Następnego dnia wszyscy prócz kobiet i wilka czuli się gorzej niż na treningach ich kapitana. Ręce mieli całe w siniakach, byli zbyt obolali, by się ruszyć. Angela uniosła wzrok znad przygotowywanej gęstej owsianki i uśmiechając się szeroko.
-I jak tam?- spytała. Mruknęli coś w odpowiedzi i rzucili się na śniadanie. Elfka nic nie jadła tylko piła swój lek na kaszel. Ruszyli gdy zjedli.
-Saphiro, gdzie teraz jedziemy??
-Jedziemy do puszczy Ellesmera.
-A dlaczego, tam jest składnik na lekarstwo Kaia??
-Tak, zdobędziemy łzę najstarszego elfa.
-Ellesmera to kraina elfów??
-Mój dom, jeśli mogę to tak nazwać.
-A elfy nic nie zrobią Kaiowi.
-Nic.- Kaori chciała jeszcze o coś zapytać, ale rudowłosa położyła dłoń na jej ramieniu i pokręciła głową.
-Idę coś upolować.- skierował słowa do elfki.
-Dobrze tylko uważaj na siebie.- odpowiedziała i Kai szybko pobiegł przed nimi. Spotkali się jakieś 5 kilometrów dalej.
-I co upolowałeś?- spytała Kaori.
-3 króliki i kozice górską.
-Jakie to uczucie gdy polujesz??
-Trudne do powiedzenia, ale mogę tylko powiedzieć że częściowo czuję się radosny że coś zjem, a częściowo smutek że muszę zabijać.
-Aha, ale i tak pewnego dnia tych zwierząt by ktoś inny upolował.
-Taka jest przyroda, najbardziej lubię jak szybko biegam. Czuje się wolny.
-Na pewno to miłe uczucie.
-Możesz usiąść mi na grzbiecie.
-Naprawdę mogę?? Nie będzie ci za ciężko??
-Nie, po za tym kiedyś i tak będę musiał kogoś nieść gdy koń ucieknie lub wóz się zniszczy.
-Dobrze, ale nie dzisiaj. Jestem cała w siniakach.- tak jeszcze porozmawiali przez całą drogę.
-Saphiro co możemy spotkać podczas podróży??- spytał Ray.
-Hm, jeśli dopisze szczęście to ugrali, orków, zabójców, goblinów.
-Tylko?
-A to zależy ilu ich będzie zwykle to spotyka się całą armię.- powiedziała Angela uśmiechając się. Po innych przeszły ciarki.
-Mam nadzieję że ich nie spotkamy.- Saphira z rudowłosą opowiadały jak razem podróżowały i walczyły różnymi stworami. Zrobili postój bo granatowłosy marudził że jest głodny. Po posiłku wyruszyli dalej. Zaczęło padać. Elfka czasami kaszlała. Deszcz padał długo i coraz silniej. Przemokli, kaszel stawał się silniejszy i Saphira co omal nie spadła z konia. Całe szczęście Ray jechał koło niej.
-Będzie lepiej jak zaczekamy.- elfka kiwnęła głową, mieli szczęście że znaleźli głęboką jaskinię. Wóz i konie zmieściły się. Angela rozpaliła ognisko z suchych gałęzi znalezionych w jamie. Postawiła czajnik z wodą nad ogniem. Odpieła sakiewkę z ziołami od pasa elfki i sypnęła trochę ziół to wody. Inni rozłożyli mokre peleryny przy ogniu, żeby mogły wyschnąć. Elfka usiadła przy ścianie lekko pokaszlując. Kaori usiadł przy niej.
-Przechodzi??
-Nie khe khe!- rudowłosa nalała do kubka zawartość czajnika i podała szybko czarnowłosej. Napiła się od razu. Odetchnęła głęboko i kaszel ustąpił. Wytarła usta chusteczką.
-Odpocznij, nie wyruszymy topuki deszcz nie przestanie padać.- powiedziała przyjaciółka elfki i przykryła ją suchym kocem. Elfka po chwili zasnęła. Reszta usiadła przy ognisku.
-Co tak śmierdzi??- spytał Tyson.
-Jakby mokrym psem, ups przepraszam Kai. Nie chciałem!- przepraszał szybko Max.
-Głupek.- nagle wilka otoczyła ognista aura i po chwili znikła.- Co się stało??- Kaori przekazała wiadomość Angeli.
-Hm, w tobie jest twój przyjaciel. Najwidoczniej cię wysuszył. Czy próbowałeś użyć jego mocy?
-Nie.
-Dziwne, lepiej omówię to z Saphirą.
-Ty go słyszysz??
-Tak, ja także potrafię rozmawiać z zwierzętami.
-To dlaczego wcześniej mnie nie rozumiałaś??
-To proste, nie odzywam się jeśli ktoś mnie pyta.
-Angela dużo wiesz o Saphirze??- spytał Kenny.
-Od 7 roku.
-Może coś o niej powiedzieć, ilekroć chcemy o niej się dowiedzieć to zmienia temat.
-Mogę tylko powiedzieć że jej ojciec był częściowo człowiekiem i elfem, a jej matka elfką. Ma 180 lat i jest mistrzynią sztuki walki i rzucania czaru. Ona jest elfem i ćwierć człowiekiem. Odziedziczyła moc po tacie, a nieśmiertelność po mamie. Jest najpotężniejszą wśród elfów.
-Czy jej tata miał takie klepsydrowe oczy?
-Nie, radzę wam nigdy nie pytać ją o to i o kaszel. Tego najbardziej nie lubi.
-Dobrze. Czy ma rodzeństwo??- spytała Kaori.
-Ma młodszego brata i także nie wspominajcie o nim.
-Zmieniamy temat, co to za miecz który dostała od sprzedawcy??
-To magiczny miecz. Zanim moja przyjaciółka opuściła ten świat miała misję. Musiała znaleźć magiczne bronie i zbroję. Od matki dostała zbroję, laskę od taty, musiała jeszcze odnaleźć pas, łuk z kołczanem, miecz, łańcuchy, sztylet i ostanie opaskę na głowę.
-Do czego jej to??
-Żeby pokonała najgorszego i najpotężniejszego wroga. Zar’roca.
-Kim on jest??
-Jest złym władcą, który pragnie zapanować nad wszystkimi.
-Eh, przynajmniej co nie co dowiedzieliśmy się. A opowiedz nam o sobie.
-Proszę bardzo. Mój tata pracował jako drwal, a moja mam jako zielarka. Żyło nam się spokojnie, niestety źle się skończyło. Tata miał wypadek i nie przeżył, mama nie mogła uwierzyć w jego śmierć. Zapadła w śpiączkę. Ja sama nią się opiekowała, nikt nie chciał mi pomóc. Nie dawałam sobie rady, zaczynało brakować pieniędzy i jedzenia. Mama nie budziła się. Pewnego dnia do miasta przybył podróżnik. Ukrywał się pod peleryną. Zatrzymał się w gospodzie koło mojego domu. Czasami widywałam go na ulicach. Kiedyś przyszedł do mnie. Poprosił o zioła na kaszel. Po głosie poznałam że to kobieta. Całe szczęście że czasami pomagałam mamie i wiedziałam które miałam dać. Zapłaciła mi sporą sumkę i znikła za drzwiami. Po kilku dniach gdy wracałam z rynku jakiś facet mnie zaatakował. Był pijany, ale niebezpieczny. Uderzył mnie bardzo mocno w głowę. Spadłam na ziemię. Wołałam pomocy ale nikt nie zwracał uwagi. Nagle ktoś się pojawił za pijakiem. To była tajemnicza kobieta. Walczyła wspaniale. Pokonała go w ciągu paru sekund. Kucnęła przed de mną.
-Nic ci nie jest??
-Nie pani, dziękuję za pomoc. Auć!- zabolała mnie głowa.
-Jesteś ranna, zaniosę cię do domu.- protestowałam, ale i tak mnie zaniosła. Opatrzyła mi głowę.
-Mieszkasz sama??
-Nie.
-A gdzie rodzice??
-Tata nie żyje, a mama..- posmutniałam i po policzkach spływały łzy.
-Gdzie twoja mama??
-Jest chora, od paru dni śpi i nie mogę ją obudzić.
-Pomogę ci, zaprowadź mnie to niej.- w jej głosie było coś że jej uwierzyłam. Zaprowadziłam i ona usiadła koło niej. Podniosła dłoń nad jej twarzą i wypowiedziała dziwne słowa. Dłoń zaświeciła się i mama. Gdy przestała mówić światło znikło i mama obudziła się.
-Mama!- krzyknęłam radośnie i przytuliłam się do niej. Ona mnie też.
-Córko wybacz mi. Myślałam tylko o sobie, a zapomniałam jak ty cierpiałaś po stracie taty.
-Podziękuj pani za uleczenie.
-Bardzo pani dziękuję, nie mamy dużo pieniędzy..
-Dla mnie jest ważne żeby pani córka nie była smutna.- wstała i wyszła. Pobiegłam za nią.
-Przepraszam, jak pani ma na imię??- stanęła przy wejściu.
-Saphira.- i odeszła. Nasze życie szło spokojnie. Przychodzili ludzie o leki na różne choroby. Byłyśmy szczęśliwe. Saphira odeszła z miasta. Jednak nam zostawiła wiadomość. Niestety nasze szczęście nie trwało długo. Miasto zostało zaatakowane przez urgali. Było ich setka, nie daliśmy im rady, moja mama zginęła osłaniając mnie przed strzałą.
-Uciekaj i nie.. zapomnij o mnie.- zmarła na mych rękach. Uciekłam jak najdalej od miasta. Szłam i szłam przed siebie. Byłam głodna, spragniona i zmęczona. Dotarłam do tych gór. Zaatakował mnie wielka puma. Wielkości Kaia. Już miała mnie dorwać gdy nagle uderzył ją kula energii, kot uciekł a ja upadłam. Słyszałam jak ktoś szybko do mnie biegnie i bierze na ręce. Spojrzałam na twarz zbawiciela i to była piękna kobieta o mlecznej cerze, miała klepsydrowe oczy i czarno-srebrne włosy. Nie wiedziałam kto to. Straciłam przytomność. Ocknęłam się i leżałam w łóżku. Po chwili ktoś wszedł, usiadłam i zobaczyłam tą samą kobietę.
-Gdzie ja jestem??- spytała ją, a ona tylko podeszła i usiadła koło mnie. Podała mi miskę z zupą.
-W moim domu.- poznałam głos.
-Saphira??- kiwnęła głową.
-Najpierw zjedz i powiesz mi co cię tu sprowadza.- szybko zjadłam i opowiedziałam jak urgale zaatakowali moje miasto i o śmierci mamy. Płakałam i ona mnie przytuliła.
-Nie wiedziałam co mam zrobić, nie mam innej rodziny.. ruszyłam przed siebie i .. trawiłam do ciebie.
-Już nie płacz, najwidoczniej tak chciał los, że do mnie dotarłaś.- od tamtej pory zamieszkałam z Saphirą. Była jak druga matka, uczyła mnie różnych rzeczy, szermierki i odrobinę czarów. Gdy musiała wyjechać błagałam ją żeby wzięła mnie ze sobą. Nie pozwalała mi. Czekałam na nią dzień i noc żeby ją przywitać. Kiedy wróciła byłam szczęśliwa. Po paru latach pozwalała mi podróżować ze sobą. Byłyśmy zgraną drużyną, porozumiewałyśmy się bez słów. Walczyłyśmy razem, aż do chwili gdy musiała odejść do waszego świata.- skończyła.
-Musiało być ci ciężko bez mamy.
-A czy byłaś w krainie elfów??
-Tak i to wiele razy. Spodoba wam się tam. Tylko musicie zachować się kulturalnie.
-No to mamy problem, trzeba nauczyć Tysona kultury.
-Bardzo śmieszne!- obudziła się elfka.
-Czy coś się stało że tak się drze??- usiadła w pozycji siedzącej.
-Nie, jak się czujesz?
-Lepiej, deszcz przestał padać. Ruszamy dalej.- zgasili ogień i wyprowadzili konie i wóz na zewnątrz. Pogoda była piękna, słoneczko ogrzewało.
-Patrzcie tęcza.- powiedziała Kaori i pokazałam reszcie.
-To dobry znak.- droga była prosta i nie sprawiała żadnych kłopotów. Wieczorem przejechali jeszcze kawałek i elfka znalazła polanę sam raz na obóz.
-Kiedy dotrzemy do Elesmery??- spytał Kenny.
-Niecały miesiąc, w zależności od obranego kierunku.- odpowiedziała czarnowłosa. Po kolacji elfka i rudowłosa wstały i wydobyły miecze uśmiechając się do nich.
-Tylko nie to.- westchnęli. Saphira jedynie skinęła dłonią. Niechętnie wstali z miejsca. Zmagali się do wtórych trzasków mieczy. Cały czas cofali się, czując przeszywający ból w rękach. Druga lekcja trwała krócej niż pierwsza, wystarczyła jednak, by zgromadzili nową kolekcję siniaków. Gdy skończyli trening z niesmakiem schowali miecze i odeszli od ognia, by opatrzyć rany.
CDN.
**************************************************************
Następnego dnia Kaori, Tyson, Ray, Max i Kenny mieli trudności ze wstaniem. Przy najmniejszym ruchy mięśni kurczyły się boleśnie. Gdy byli gotowi do drogi wsiedli na swych miejscach.
-Jeśli to jeszcze potrwa, potłuczecie nas na kawałki.- pomarudził brat hebanowłosej.
-Nie naciskałabym tak mocno, gdybym nie sądziła, że macie dość sił.- w wielu miejscach szlak praktycznie znikał, toteż musieli tracić czas na odnajdywanie drogi. Czasami zsiadali i prowadzili konie, przytrzymując się drzew, by nie runąć w dół. Ziemia była usłana różnymi kamieniami; grunt pod nimi co chwila obsuwał się niebezpiecznie. Żmudna wędrówka sprawiła, że mimo zimna zgrzali się i zmęczyli. Minęło południe gdy dotarli na dół i zatrzymali się, by odpocząć. Wokół huczał mroźny wiatr, chłoszcząc niemiłosiernie. Otaczała ich wyschnięta ziemia, kurz wpadał im do oczu. Czuli się nie swojo. Gdy dotarli na równinę, szlak rozdzielił się na trzy odnogi.
-Którędy teraz?- spytała Angela.
-Coś mi tu nie pasuje, poczekajcie pójdę na zwiady.- zsiadła z konia i pobiegła w prawo. Szybko znikła im z oczu.
-Nie wiedziałem że potrafi tak szybko biegać.- powiedział zdziwiony Max.
-Elfy potrafią wiele rzeczy i nie raz Saphira cię zaskoczy.- czekali. Po paru minutach usłyszeli szczęk metalu. Wydobyli miecze.
-Saphira z kimś walczy, musimy jej pomóc.
-Nie.- spojrzeli na rudowłosą.
-Dlaczego??- spytała Kaori.
-Bo zaatakowało ją tylko trzech orków.- zatkało ich. Nie wierzyli żeby elfka była taka silna. Wróciła.
-Jedziemy w lewo, te dwie to są pułapki zostawione prze orków.- ruszyli. Trzeciego dnia obudzili się wypoczęci i fakt ten w połączeniu z tym, że wiatr ucichł, natychmiast poprawił nastrój. Szybko jednak zmienili zdanie, gdy ujrzeli w dal ciemne chmury burzowe. Saphira skrzywiła się na ich widok.
-Zwykle wolałabym nie wjeżdżać w burzę, ale tak czy inaczej czeka nas trudna przeprawa.- gdy dotarli w cień chmur, wokół panowała cisza. Kai uniósł wzrok. Chmura burzowa przypominała niezwykłą budowlę, naturalna katedrę o ciężkim łukowatym sklepieniu. Odrobina wyobraźni wystarczyła, by ujrzeć kolumny, okna, wyniosłe łuki i wykrzywione gargulce. Miała w sobie dzikie, nieposkromione piękno. Spuściwszy wzrok, ujrzał gwałtowna falę pędzącą ku nim wśród traw, przygniatającą je do ziemi. Dopiero po sekundzie zrozumiał, że to potężne uderzenie wiatru. Elfka także je dostrzegła.
-Trzymajcie się!!- i w tym momencie wściekła burza uderzyła w nich niczym młot. Tyson zachłysnął się, próbując chwycić powietrze. Z całych sił przytrzymywali się siodeł, uszy napełniły im oszalały skowyt. Wiatr szarpał ich ubrania niewidzialnymi palcami, unosił końskie grzywy. Świat przesłonił obłoki ciemnego kurzu. Kaori i Kenny trzymali mocno koc zasłaniając ich rzeczy. Kenniemu wiatr wyrwał koc i zaczepił się koniec wozu.
-Pójdę po niego!!- krzyknęła hebanowłosa, żeby mógł ją usłyszeć. Gdy trzymała już koc zawiał mocniejszy wiatr i koc się rozłożył. Silny powiew wiatru pozbawił jej równowagi i poleciała naprzód wraz z kocem. Kawałek przejechała na plecach, zatrzymała się na czymś miękkim.
-Wejdź na mój grzbiet i trzymaj nisko głowę!- powoli weszła na grzbiet i trzymała się obroży. Leżała na nim. Czuła jak Kai podnosi się powoli i rusza naprzód wbijając pazury w ziemię żeby mieć lepszą przyczepność. Na ich widok Saphira uniosła się w siodle.
-Czy jest ranna?!- wrzasnęła, przekrzykując ryk wichury. Wilk pokręcił głową. Angela wskazała ręką ciemną zasłonę deszczu. Zbliżyła się bardzo szybko.
-Co jeszcze?!- krzyknął Ray, ciaśniej owijając się kurtką. Skrzywił się gdy dotarła do nich ściana wody. Deszcz był lodowato zimny. Już po chwili dygotali, przemoczeni.
Nagle niebo rozświetliły błyskawice, całe serie błyskawic. Wysokie na milę, przecinało niebo. Tuż za nimi podążały fale grzmotów, wstrząsające światem. Wszystko to było piękne, ale i złowieszcze. Szaleństwo żywiołów ustępowało powoli, w końcu jednak burza minęła. Ponownie ujrzeli nad sobą niebo. Zachodzące słońce zajaśniało nad horyzontem. Promienie światła zabarwiły chmury ognistymi kolorami. Cała równina stała się jednym wielkim morzem kontrastów: jasnych plam światła i głębokich cieni. Przedmioty nabrały dziwnego ciężaru, źdźbła trawy zdawały się masywne niczym kolumny z marmuru. Nawet najzwyklejsze rzeczy nabrały nieziemskiego piękna. Mieli wrażenie jakby znaleźli się wewnątrz malowidła. Ożywiona ziemia pachniała ciepło. Świeża woń dodała im otuchy. Nim słońce zgasło znaleźli sobie miejsce w niskim zagłębieniu. Zbyt wyczerpani, by ćwiczyć, natychmiast zasnęli.
Choć burza częściowo napełniła bukłaki, tego ranka wypili resztki wody.
-Musimy dzisiaj dotrzeć do Haven inaczej będziemy mieć problem Saphira.- Angela wykręciła pusty bukłak.
-Dotrzemy przed wieczorem.- wsiedli na konie i ruszyli.
-Bolą cię plecy??- spytał wilk.
-Tylko trochę, strasznie piecze.
-Pokaż.- poleciła Angela podając wodze Kenniemu. Usiadły na końcu wozu i Kaori powoli podciągnęła tunikę i kaftan. Na plecach miała niewielkie otarcie.- Nie wygląda tak źle, ale będzie lepiej jak nasmaruję ci olejkiem. Ostrzegam trochę zaboli.- wyjęła z swojego plecaka małe pudełeczko. Środku był olejek, nasmarowała i Kaori syknęła.
-Trochę??- powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Ale zaraz przestanie.- i rzeczywiście już nie bolało. Jechali naprzód, utrzymując szybkie tempo. Gdy dotarli bliżej miasta, ujrzeli dym wzlatujący z dziesiątków kominków niewielkich zabudowań, na ulicach jednak nie było nikogo. Haven spowijał całun ciężkiej ciszy. Zatrzymali się przed pierwszym budynkiem.
-Nie słyszę psów.- zauważyła Angela.
-Faktycznie.
-Ktoś powinien już nas zobaczyć.- Max. Saphira, mrużąc oczy, spojrzała w słońce.
-Może się boją?- Kai wywęszył powietrze.
-Wyczuwam dziwny zapach. Spalone drzewo i coś jeszcze.
-Może to pułapka?- spytał Kenny.
-Potrzebujemy żywności i wody Saphiro.
-Zatem jedziemy, ale nie jak głupcy. To główny wjazd do Haven. Jeśli zastawili pułapkę, to właśnie tutaj. Nikt nie będzie się spodziewał, że podjedziemy z innej strony.
-Zatem okrążymy Haven?- Ray. Elfka przytaknęła i dobyła miecza, tak samo jak inni. Kaori nałożyła cięciwę i przygotowała strzałę. Cicho okrążyli miasteczko i ostrożnie wjechali do niego z innej strony. Ulice były puste. Po obu stronach stały mroczne, złowieszczo ciche domy, o strzaskanych oknach. Wiele drzwi wisiało na połamanych zawiasach. Konie rozglądały się nerwowo. Gdy dotarli na centralny plac, wszyscy zbladli.
-Oh Bogowie.- szepnęła Kaori.
<Ci co mają słabe żołądki niech szybko znajdą jakąś torebkę, lub ominie tę scenę Dop.Szila>
Przed nimi piętrzył się stos sztywnych, pokrzywianych trupów.
Ich ubrania i zdeptaną ziemię wokół pokrywały plamy krwi. Wymordowani mężczyźni leżeli na kobietach, które starali się chronić, matki wciąż tuliły dzieci, a kochankowie osłaniający się nawzajem spoczywali w zimnych objęciach śmierci. Ze wszystkich ciał sterczały czarne drzewca strzał. Nie oszczędzono nikogo, starych ni młodych. Najgorsza była jednak zębata włócznia, wbita w szczyt stosu, przeszywająca białe zwłoki niemowlęcia.
<Teraz możecie czytać dalej Dop.Szila>
W ich oczach zakręciły się łzy. Tyson, Max i Ray próbowali odwrócić wzrok, lecz martwe twarze przyciągały z ogromną siłą. Ogarnęło ich poczucie beznadziejności. Gdzieś z góry sfrunęła wrona i przysiadła na włóczni. Przekrzywiając głowę, łakomym wzrokiem wpatrywała się w trupa dziecka.
-O nie.- warknęła hebanowłosa, naciągając łuk i z brzękiem wypuszczając cięciwę. Trafiła w wronę, która runęła na ziemię w obłoczku czarnych piór. Gdy chciała jeszcze raz nałożyć kolejną zapłakała. Kai podszedł bliżej i położył swą głowę na jej kolanach. Przytuliła się do niego.
-Chcecie zaczekać na nas za miastem?- spytała łagodnie elfka.
-Nie... zostaniemy.- powiedziała Tyson ledwo podtrzymując mdłości.
-Kto mógł zrobi coś...- nie dokończył Max. Angela pochyliła głowę.
-Ci, którzy kochają ból i cierpienie innych. Urgale.- czarnowłosa zeskoczyła z konia i zaczęła krążyć po rynku
-Przybył tu spory oddział, może nawet setka.- uklękła i uważnie obejrzała ślady. Nagle zaklęła, podbiegła do ogiera i wskoczyła na grzbiet.
-Urgale wciąż tu są!- w galopie mijali domy i dotarli już niemal na skraj osady, gdy Ray po prawej dostrzegł jakiś ruch, a potem olbrzymia pięść zepchnęła go z siodła. Poleciał do tyłu i uderzył o ścianę. Tyson wylądowała koło niego. Oszołomiony kociooki dźwignął się chwiejnie, przyciskając dłoń do boku. Nad nimi stał wykrzywiony drwiący urgal. Potwór był wysoki, masywny i w ramionach szerszy niż drzwi. Miał szarą skórę, żółte świńskie oczka i potężne mięsnie. Tułów osłaniał za mały napierśnik. Między parą baranich rogów, sterczących ze skroni, tkwił żelazny hełm. Do jednej ręki miał przywiązaną okrągłą tarczę. Potężna dłoń dzierżyła krótki, złowrogi miecz.
Za plecami urgala Ray ujrzał Saphirę, ruszyła w ich kierunku, zatrzymało ją pojawienie się dwóch urgali uzbrojonych w topory.
-Uciekajcie!!- krzyknęła atakując przeciwnika. Urgal stojąc nad nimi ryknął i zamachnął się mieczem. Ray i Tyson zaatakowali zaskoczonego stwora. Przypomnieli treningi, z łatwością unikali i zadawali ciosy. Max pomagał czarnowłosej, nieźle mu szło. Angela walczyła wspaniale, Kenny ostrzegał ją przed atakiem przeciwnika gdy nie zauważyła. Kaori strzelała z łuku i ani razu nie spudłowała. Pięć urgali atakowało Kaia, ten jednak nie miał kłopotów, atakował ostrymi pazurami rozcinając ich ręce, uderzał potężnymi łapami i odgryzał im kończyny ostrymi zębami. Gdy jakiś urgal żuci łucznię w stronę Kaia to odbijała się od jakiejś bariery. Gdyby nikt nie wiedział że to ich przyjaciel, to by pomyśleli że to jakaś bestia pragnąca krwi. Stworów było tylko 10, ale i tak mieli kłopoty. Kaori wypadła z wozu. Wstała szybki i usłyszała krzyk bólu. Odwróciła się za odgłosem krzyku i zobaczyła brata. Klęczał na błocie, z rany na ręce spływała krew. Urgal ryknął triumfalnie i uniósł topór, szykując się do zadania morderczego ciosu. Wydobyła szybko miecz i z rozpędu zaatakowała urgala wbijając mu miecz w rękę której trzymał broń. Stwór krzyknął i szybko odwrócił się do dziewczynki z pogardą. Wziął topór w drugą rękę. Kaori uskoczyła przed ciosem i przejechała mieczem po boku potwora, pozostawiając krwawy ślad. Twarz urgala wykrzywiła się gniewnie. Ponownie uderzył toporem, lecz chybił. Kaori uskoczyła i pomknęła w głąb uliczki.
-Kaori nie!!- krzyknęła rudowłosa kobieta. Hebanowłosa skręciła w boczny zaułek między dwoma domami, dostrzegła, że kończy się ślepo, poślizgnęła się i zatrzymała się. Chciała cofnąć się, ale urgal zablokował wylot. Kaori rozejrzała się błyskawicznie, szukając jakiejś kryjówki. Nie dostrzegła żadnej. Nagle za nią pojawił się niebieski wilk.
-Wejdź na grzbiet!- skoczyła i przytrzymała się obroży. Pojawiło się przed nimi więcej urgali. Byli więksi i najwidoczniej najsilniejsi. Kai nie miał zbyt dużo miejsca na ataki łapami.
-Kai jesteśmy w pułapce!
-Wiem! Postaram ich zatrzymać topuki ktoś nam nie pomoże.- potwory zbliżały się i atakowały, rubinooki wilk uderzał na tyle ile mógł. Gdy jakiś za bardzo się zbliżył Kaori atakowała mieczem. Na myśl o tym, co spotkało mieszkańców w ciele dziewczynki i wilka wezbrała się ognista, paląca moc. Moc stawała się coraz silniejsza, aż w końcu mieli wrażenie, że zaraz ich rozsadzi. Kaori płynnym ruchem uniosła łuk, a Kai schylił głowę i oczy zaświeciły rubinowym kolorem. Przepełniająca ich energia płonęła z ogromną mocą. Nagle wypowiedzieli równocześnie słowo.
-Brising!- krzyknęli i Kaori wystrzeliła strzałę. Ze świstem przecięła powietrze, połyskując oślepiającym niebieskim i rubinowym światłem. W uliczce rozległ się donośny wybuch. Strzała trafiła pierwszego urgala. Z głowy potwora wystrzeliła biała fala, zabijając na miejscu następnych. Fala uderzeniowa dotarła do nich i przeszła dalej, nie czyniąc im krzywdy. Kaori zauważyła że obroża wilka lśniła niczym ogień i co najdziwniejsze. Na jej nadgarstku była opaska podobna do obroży, tylko zamiast Dranzera był znak ognia. Lśniła.
-Co się stało??
-Użyliśmy czaru.- Obroża i opaska zgasły. Poczuli wszechogarniające zmęczenie. Łapy wilka ugięły się i osunął na ziemię. Dziewczyna położyła się.
-Ale jestem zmęczona, jakbym nie jadła paru dni.
-Lepiej sprawdźmy co z innymi.- wstał powoli i wyszedł z zaułka, po drodze minął martwe potwory. Przeszedł kilkanaście kroków i zobaczyli swych przyjaciół. Kociooki ich pierwszy dostrzegł, podbiegł do nich.
-Jak się czujecie?? Nie jesteście ranni??
-Nie, tylko zmęczeni. Co z Tysonem??- Kai położył się ostrożnie żeby nie zrzucić Kaori.
-Saphira właśnie go uleczyła, musi tylko odpocząć. Co się stało??- do nich podeszła elfka.
-W jaki sposób użyliście czaru??- kiedy Kaori i Kai powiedzieli jej co się wydarzyło w zaułku, Angela i Max położyli brata hebanowłosej na miękkim futrze niedźwiedzia przykrywając kocem. Gdy skończyli elfka nic przez chwilę nie mówiła.- Hm, najwidoczniej wasze uczucia pobudziły ukrytą w was moc. Jakiego słowa wypowiedzieliście??
-Brising.- czarnowłosa otworzyła szerzej oczy.
-Jesteś pewien??
-Tak.- klepsydrowe oczy dostrzegły opaskę na prawym nadgarstku dziewczyny. Uśmiechnęła się.
-Miałaś wcześniej tą opaskę??
-Nie.- odpowiedziała hebanowłosa.- Nagle pojawiła się, gdy ja i Kai rzuciliśmy zaklęcie. Wiesz dlaczego??
-Trochę wiem. Teraz lepiej chodźmy stąd, zapewne nikt nie ma ochoty tutaj obozować.- zgodzili się i Angela wraz z Saphirą wzięły jedzenie i wodę z domów, ruszyli. Dziewczyna siedziała koło brata, a Kai szedł, nadal był zmęczony. Znaleźli bezpieczne miejsce wśród drzew. Tyson obudził się gdy poczuł kolację. Szybko znalazł się przy ognie.
-Co na kolację.- po innych spłynęła kropla <no wiecie taka w anime Dop.Szila>
-Zupa, czy ty kiedyś się zmienisz??- spytał Max podając miskę z ciepłą zupą.
-Może.- i jedli w ciszy. Elfka nie jadła tylko napiła się swego leku. Po zjedzeniu kobiety uleczyły pozostałym rany.
-Waise heill.- rana na ramieniu Kenniego zagoiła się i nie było po niej śladu.
-Zadziwiające, co nie Dizzi.
-Prawda.- odpowiedziała jego bestia.
-To pudło gada!- Krzyknęła zdziwiona Angela.
-Nie bój się jej ona nic ci nie zrobi.
-Rany zapomniałam o waszych bestiach! Przecież one nie mogą tutaj tak przebywać.
-A co z nimi zrobisz??- spytał Ray.
-Zobaczysz ^_^.- niedaleko obozu narysowała kredą okrąg z dziwnymi znakami.- Stańcie na środku razem z dy.. dyskami. Ty Kaori nie musisz. Angelo pomożesz mi.- rudowłosa stała za nimi. Kobiety podwinęły rękawy do góry.- Nie bójcie się to nie będzie bolało. Jesteś gotowa??- spytała przyjaciółkę. Kiwnęła głową. Kucnęły i położyły dłonie na okręgu. Otoczyła ich złota aura i po chwili wokół chłopców powstała złota ściana z energii. Ich dyski i laptop zabłysnęły, zmieniły kształt i na nadgarstkach chłopców pojawiły się opaski z jednym diamentem. Opaski były srebrne, a diament w różnych barwach. Tyson miał niebieski, Ray zielony, Max fioletowy, a Kenny czarny. <To mi przypomina Power Rangers Dop.Szila> okręg znikło, a kobiety usiadły zmęczone.
-Na dzisiaj mam dosyć rzucania czarów.- usiedli wszyscy przy ognisku.- Angelo, wiem że jesteś zmęczona, ale czy mogłabyś zrobić dla Kaori i Kaia herbatę.
-Oczywiście.- wyjęła z wozu dużą miskę i mały woreczek. Sypnęła zioła do miski i kubka, wlała także ciepłą wodę.- Proszę pijcie, odzyskacie siły.- po wypiciu czuli się silniejsi.
-Co to za zioła??- spytała hebanowłosa młodej kobiety.
-Z kwiaty Ayi. Jej płatki mają magiczną moc uzdrawiania. Działa tylko jak dodasz do ciepłej wody.
-Bardzo przydatne.
-Tak, tylko trudno je znaleźć. Rośnie tylko w górach gdzie żyją smoki.
-Saphira powiesz nam coś o tej opasce.- skierowała pytanie tym razem do elfki.
-Co ci powiedziałam dlaczego tylko ty słyszysz Kaia.
-Że połączyła nas więź.
-A wraz z nią moc Dranzera. Dobrze mówię jego imię??
-Tak.
-Chyba nie muszę mówić jaka to więź co nie ^_^.- dziewczyna zarumieniła się.- Co najważniejsze teraz ta więź stała się silniejsza i możecie nawzajem se pomóc.
-Czyli??
-Możecie rozmawiać telepatycznie i jak np. Kaori zostanie ranna i utraci energię to Kai może jej swej użyczyć. Dzielić się umysłami, widzieć oczyma drugiej. Jak Kai stanie się silniejszy to Kaori także, nie ważne czy ta osoba mniej trenowała czy tamta. Na razie to wszystko, dalej zobaczymy. Jeśli chodzi o czary to radzę wam na razie nie używać topuki nie nauczycie się jej posługiwać.
-Dobrze, a mogę wiedzieć co znaczy Brising??- ogień rozbłysło się jasno.
-Znaczy ogień w mowie elfów.
-Jak mogło się stać że je wypowiedzieli??- spytał Kenny.
-Nie wiem. Wracając do czaru. Brising to nie tylko nazwa, lecz prawdziwe imię. Jeśli masz dość siły, dzięki temu słowu możesz rozkazywać ogniowi, by robił, cokolwiek zechcesz. To właśnie dziś się wydarzyło.
-Czemu mój ogień i Kaori były w różnych kolorach? I czemu zrobił dokładnie to, czego ja lub Kaori myśleliśmy, skoro powiedzieliśmy tylko „ogień”?
-Kolor zależy od tego, kto wypowiada słowo. A co do czynienia tego, co chcesz, to kwestia praktyki. U nas początkujący musi dokładnie powiedzieć co pragnie. Z czasem nie jest to konieczne. Ja natomiast mogę zrobić to.- uniosła dłoń.- Wasser.- w dłoni pojawił się diament.- Wasser oznacza „woda”.
-Jak to zrobiłaś??
-Dostrzegłam, co łączy wodę i kamień, i skupiłam na tym swą moc. Nie zrozumiałbyś, jak to uczyniłam, lecz mistrz dostrzegłby. To co dziś zrobiliście było niezwykłe trudne jak na pierwszy raz.
-Skoro ty także posługujesz się magią to dlaczego nie posłużyłaś się jej żeby osłonić nas przed burzą, utrzymać kurz z dala od oczu i w walce z urgalami.- spytał Tyson. Klepsydrowe oczy zwęziły się groźnie. Angela zesztywniała. Znała aż za bardzo te spojrzenie.
-Jak myślisz Tyson, dlaczego??- szepnęła tak że przeszły im ciarki.
-Nie wiem.
-Przez moje kalectwo.- wstała i odeszła kawałek od nich. Brat hebanowłosej już chciał stanąć, ale go powstrzymała Angela.
-Zostaw ją samą, nie jest zła na ciebie.
-Powiedz mi tylko jedno. Ona od urodzenia jest kaleką?
-Kiedy powiem zatrzymacie to dla siebie i nikomu innemu nie powiecie.- kiwnęli głowami.- Jedynie wiem że ktoś przeklął jej tatę. Gdy skończyła 70 lat to pojawiły się te oczy. Gdy ja miałam 12 lat, wróciła z długiej podróży z tym kaszlem. Nigdy mi nie chciała mi wyjaśnić dlaczego choruje. Gdy bierze ją atak to słabnie, mogę tylko sobie wyobrazić jak przez ten kaszel cierpi.- reszta współczuła elfce, Angela ma racje, mogą tylko wyobrazić jej cierpienie. Poszli późno spać.
Ranek był piękny i słoneczny. Słońce ogrzewało ich ciała miłym ciepłem. Prawie nie odzywali się do elfki w czasie podróży.
-Saphira powiesz nam coś jeszcze o magii?- spytała nieśmiało dziewczyna.
-Tak, żeby zniechęcić was do dalszych eksperymentów tak jak w nocy.- odwróciła się do nich i uśmiechnęła się.
-Słyszałaś jak próbujemy znów rzucić.
-Ja mam bardzo dobry słuch ^_^. Zapamiętajcie to co teraz powiem. Magia wymaga równie wiele energii jak posłużenie się własnymi rękami. Dlatego czuliście się zmęczeni, gdy zabiliście urgali. Gdyby magia wymagała więcej energii, niż zebraliście w ciele, zabiłaby was. Magię powinniście posługiwać się nią tylko do zadań, których nie da się wypełnić w zwykłych sposób.
-Skąd można wiedzieć, czy zaklęcie nie użyje całej energii?
-Nie wiadomo, dlatego magowie muszą poznać swe ograniczenia, ale nawet są ostrożni. Gdy raz podejmiesz się zadania i uwolnisz magię, nie możesz się już wycofać, nawet gdybyś miał zginąć. Nie próbuj niczego, póki nie dowiesz się więcej.
-Jak działa magia??- spytał Ray.
-Aby posłużyć się magią, powinieneś dysponować pewną mocą wewnętrzną. Musisz też potrafić przywołać ją, kiedy zechcesz. Gdy przywołasz moc, używasz jej, albo pozwalasz, by rozeszła się sama. Rozumiesz?- kiwnął głową.- Jeśli chcesz z niej korzystać, wypowiadasz słowo bądź zdanie opisując swe zamiary. Np. gdyby Kaori i Kai wczoraj nie powiedzieli Brising, nic by się nie stało.
-Zatem ogranicza nas znajomość języka??
-Właśnie, a kiedy w nim przemawiasz, nie możesz kłamać.
-Dlaczego??- spytała coraz zaciekawiona Kaori.
-Bo my elfowie używamy pierwszego języka który powstał na tym świecie.
-Czy ten język ma nazwę??
-Tak, ale nikt jej nie zna. Słowo to miałoby w sobie niewiarygodną moc, bo dzięki niemu można by kontrolować całą mowę i wszystkich, którzy nią się posługują.
-Czytałem że elfy nigdy nie kłamały. Czy to prawda??
-Niezupełnie ^_^- przyznała- Doprowadziliśmy sztukę złudnego posługiwania się słowem. Nigdy nie wiesz dokładnie, co chcemy powiedzieć i czy właściwie je zrozumiałeś. Kontakty z elfami, jak wy ludzie mówicie wymagają bardzo subtelnego, wykształconego umysłu. Bez obrazy.
-A jeśli chodzi o rany, to też wymaga ograniczonej energii?
-Magiczne uleczenie rany wymaga tyle energii, ile jej naturalne zabliźnienie. Ostrzegam że magią nie można ożywić zmarłego. Mogło się to dla nas magów, czarodziejów zakończyć tragicznie. Trzymajcie się tego, co możliwe: skaleczenia, siniaków, może połamanych kości. Ale omijajcie z daleka zmarłych.
-To znacznie bardziej skomplikowane, niż przypuszczałam.
-Gdzieś już to słyszałam, co nie Angela.- Rudowłosa kobieta uśmiechnęła się nieśmiało.
-To samo powiedziałam, gdy mnie uczyłaś.
-Pamiętasz co zrobiłaś??
-Co??
-Mała dziewczynka pomyliła słowa i wyleciałam w powietrze.
-A to ha ha ha ha!! Ale byłaś na mnie zła.
-A jak uciekałaś od de mnie. Kurzyło się za tobą. Mam nadzieję że wy tacy nie będziecie.
-Postaramy jak możemy.- Nagle czarnowłosa kobieta schyliła się tak z siodła że dotknęła dłonią ziemi. Wzięła mały kamyk i rzuciła do Kaori.
-To twoje pierwsze szkolenie. Unieś kamyk nad dłonią i jak najdłużej utrzymaj go w powietrzu.- Angela cicho chichotała.
-Ale jak, nie znam odpowiednich słów.
-Kurde, a myślałam że o to nie spyta.- powiedziała młoda kobieta zawiedziona.
-Wisisz mi zagład Angelo. Oto słowa, które wypowiesz: Stern reisa. Powtórz, ty też Kai.
-Stern reisa.- powtórzyli jednocześnie.
-Doskonale. Teraz spróbuj Kaori, a ty Kai unieś ten worek na samym końcu.- Skupili wolę i skoncentrowali się na przedmiotach, szukając w umyśle śladu energii. Przedmioty pozostały na swych miejscach.
-To niemożliwe.- warknęła Kaori i skrzyżowała ramiona.
-Ja powiem, co jest niemożliwe. Walczcie nie poddawajcie się tak łatwo. Jeszcze raz.- Kai szybko spojrzał na drogę przed siebie i zapamiętała każdy zakręt czy dołek. Powoli zamknął oczy, odpychając wszelkie myśli. Odetchnął głęboko i sięgnął do najdalszych zakamarków świadomości, próbując znaleźć źródło owej mocy. W końcu poczuł coś innego wzgórek stanowiący cześć jego osoby, a jednocześnie obcy. Podniecony zagłębił się w niego, sprawdzając co kryje. Poczuł opór w umyśle. Domyślił się że po drugiej stronie kryje się moc. Rzucił się na barierę, atakując z całych sił, aż pękła niczym tafla szkła, zalewając jego umysł fala światła.
-Stern reisa.- wykrztusił. Worek chwiejnie wleciał w powietrze nad wozem nie za wysoko i nie za nisko.
-Brawo Kai, mogliśmy się spodziewać tego po tobie.- pochwalił go jego przyjaciele. Niestety zdołał utrzymać worek tylko przez minutę. Poczuł lekkie zmęczenie, lecz był dumny, że udało mu się.
-Nieźle jak na pierwszy raz.- pogratulowała Angela. Kaori także spróbowała i udało jej się tylko krócej utrzymała.
-Trudne to.
-A co myślałaś. Jeszcze raz ^_^.
-Znowu?- słabo zaprotestowała, przypominając sobie wysiłek, jakiego to wymagało.
-Tak, i tym razem zróbcie to szybciej.
-Założę się że nie podniesie tego głazu.- szepnęła Kaori do Kaia. Elfka zatrzymała konia i odwróciła się.
-Ster reisa.- szepnęła i głaz o szerokości jednego metra i wysokości Raya uniósł się bardzo wysoko.
-Coś powiedziała.- wszyscy O_O mieli wytrzesz oczu, no prócz przyjaciółki czarnowłosej. Śmiała się. Głaz wrócił na swe miejsce i ruszyli dalej.
-Ale jej podpadłaś mała, oj podpadłaś.- poklepała ją po ramieniu Angela.
-Chyba następnym razem ugryzę się w język zanim coś powiem.- przez cały dzień kontynuowali ćwiczenia. Przez te godziny Kai i Kaori zdążyli znienawidzić kamyk i pełny worek i wszystko co z nimi wiązane. Kaori chciała już wyrzucić kamyk, ale Saphira ją powstrzymała.
-Ani mi się waż!- posłała dziewczynce gniewne spojrzenie i Kaori szybko schowała kamyk do kieszeni. Elfka zajrzała do swej torby i wyjęła małą książeczkę. Podała hebanowłosej.
-Co to??
-Słowniczek. Nauczcie się 50 słów, wieczorem was spytam.
-Jak mamy razem się nauczyć??
-To proste, usiądź na jego grzbiecie i niech Kai połączy się z tobą umysłowo. Będzie widział twymi oczami słowa.- dziewczyna usiadła na grzbiecie, szli za wozem.
-Jak możesz połączyć się z moim umysłem??
-Umiem to.
-Tak?!- krzyknęła zaskoczona dziewczyna.
-Czasami to robię z koniami, żeby je uspokoić. Nie zdziwiłaś się dlaczego nie uciekły gdy były wolne.
-No byłam, zamiast uciec zostały. Wiesz lepiej bierzmy się do nauki, do wieczora nie mamy dużo czasu.
-To nic nie boli, tylko uspokój się.- po chwili wyczuła w swym umyśle kogoś. Drugi umysł był zaciekawiony, tajemniczy, pełen mądrości.
-*Kai?*
-*Tak*
-*Dziwne uczucie.*
-*Mogę domyślić się.*- Kaori wypowiadała słowa na głos, żeby lepiej zapamiętać i ucząc się przy okazji wymowy. Kai choć tylko czytał czół się jednością z Kaori. Gdy słońce zaszło umysł Kaia opuścił ciało hebanowłosej. Cudem nauczyli się tych słów. Mieli nadzieję że wyjdzie im dobrze gdy elfka ich spyta. Tym razem trening szermierki zaczęli przed kolacją. Tyson na początku pomarudził ale przeszło mu, na myśl jak łatwo dał się pokonać potworowi. Od tamtej pory obiecał sobie że nie da się pokonać i przyłoży się do treningu. Przyznali się w duchu, że gdyby nie treningi kobiet by dawno leżeli w miasteczku zabici przez urgali. Elfka zauważyła małe zmiany, ale i tak zadowoliła się tym.
-*Najwidoczniej czegoś się nauczyli walcząc z urgalami.*- po treningu, czarnowłosa podeszła do Kaia i Kaori. Dziewczyna podała stronę słów których się nauczyli. Podawała słowa nawzajem. Dobrze im szło i to całkiem.
-Do wszystkie, świetnie wam poszło tylko czasami u niektórych słów nie podtrawiliście wypowiedzieć. Ale i tak jestem zaskoczona waszym potencjałem do nauki ^_^.
CDN.
**************************************************************
Następne dni wyglądały podobnie, najpierw Kai i Kaori zmagali się podnoszeniem przedmiotów i nauką słów, potem wieczorem trening szermierki z kobietami i odpytywaniem. Ani przez moment nie mogli odpocząć. Stopniowo zaczęli się zmieniać, choć sami niemal tego dostrzegli. Wkrótce przedmioty nie kołysały się już chybotliwie w powietrzu. Po tym przeszedli do następnych i trudniejszych. Ich zasób słów w mowie elfów i nie tylko, także język krasnoludów rósł każdym dniem.
Kai zauważył że jego przyjaciele także się zmienili, to już nie była rozwydrzona banda dzieciaków, których znał. Stali się mężni, odważni. Elfka wkrótce wyznaczyła mu treningi, żeby mógł także poćwiczyć. Kazała mu walczyć z każdym groźnie wyglądającym zwierzęciem, przebiegać sporą drogą, ciągnąć głaz lub drzewo. W nocy także trenował pod okiem elfki. Atakowała go znienacka i musiał odparować ataki nie używając czarów.
Kaori także czuła się coraz pewniej w walce. Reagowała szybciej, uderzając niczym wąż. Jej ciosy stały się silniejsze, ręka nie drżała już, gdy parowała ataki. Starcia trwały coraz dłużej, uczył się bronić przed Saphirą. Teraz gdy kładli się spać, nie tylko oni liczyli nowe sińce. Dorównywali Angeli, ale jeszcze nie czarnowłosej elfce. Nikt jeszcze ją nie uderzył. Była po prostu za szybka dla nich. Dni mijały. W końcu zbliżyli się do Que-shu. Miasta barbarzyńców.
-Kai wybacz, ale do tego miasta nie idziesz, pojedzie tylko Angela, Kaori Ray i Kenny. Reszta zaczeka za miastem po drugiej stronie.- konie pociągnęły wóz i pojechali. Miasto było wielkie, dzieci bawiły się na ulicach, matki i żony robiły zakupy. Mężczyźni podejrzanie patrzyli na nich.
-Chyba nie chcą nas tu.- powiedział Kenny do rudowłosej.
-Najwidoczniej, nic nie mówcie, gadaniem zajmę się ja.- zatrzymali wóz przy sklepie.- Kupię jedzenie i zaraz wracam. Nie ruszcie się stąd.- zeskoczyła i weszła do środka. Byli zaniepokojeni, bo ciekawscy zaczęli zatrzymywać się przy nich i spoglądając na nich wrogo. Coś szeptali między sobą dziwnym językiem. Tyson zbliżył się do siostry.
-Rozumiesz co mówią??
-Nie.- jedno dziecko podeszło, był do chłopczyk. Na ich oko miało chyba 10 lat. Miał ciemną karnację i ciemne włosy.
-Znacie wspólną mowę??
-Tak.- odpowiedziała Kaori.- Chłopcze dlaczego wszyscy na nas patrzą?? Zrobiliśmy coś złego?- spytała grzecznie chłopca.
-Nic takiego, tylko my nie lubimy obcych. Po co przyjechaliście do naszego miasta??
-Żeby uzupełnić zapasy.
-Podróżnicy??
-Powiedzmy, jedziemy odwiedzić naszą rodzinę w Solance.
-Aha.- nagle usłyszeli krzyki.
-Co się stało??
-Proszę się nie martwić, niedaleko są igrzyska. Organizował je nasz król. Chcecie zobaczyć??
-Musimy zaczekać na naszą opiekunkę.- jak na zawołanie magicznej różdżki pojawiła się Angela. Położyła na wozie dwie worki.
-Mamy wszystko jedziemy.
-Angelo możemy zobaczyć igrzyska??
-Igrzyska?? Jasne czemu nie. Można w nich uczestniczyć??- zwróciła się do chłopca.
-Każdy może, pani będzie walczyła z innymi kobietami.
-Szkoda chciałam z facetami.- poszli za chłopcem i rudowłosa zapisała się. Akurat była jej kolej. Sędzia przekazała zakazane uderzenia i rozpoczęli walkę. Przeciwniczka Angeli była wysoka i dobrze walczyła, ale nie była tak dobra jak Angela. Pokonała swą przeciwniczkę przystawiając miecz do szyji.
-Wygrała Angela!- następne walki były podobne, najbardziej spodobała im się walka innej barbarzynki. Miała długie złoto-srebrne włosy. Była piękna.
-Chyba będzie godną przeciwniczką Angelo.
-Aha, już nie mogę się doczekać ^_^.- walka z piękną kobietą doczekała się.
-Angelo słyszałam że ta kobieta to córka wodza i nazywa się Goldmoon.
-Do dlatego jest taka dobra.- wyszły na pole walki, stały naprzeciwko siebie. -Jestem zaszczycona walcząc z córka wodza.- ukłoniła się. Goldmoon skinęła głową i szybko zaatakowała. Angela zaskoczyła się tym atakiem, ale odparowała atak. Można by powiedzieć, że walka była wyrównana.
-Dzielnie walczysz Angelo, i jestem z tego zadowolona.
-Ty także pani, mogę wiedzieć dlaczego na innych walkach byłaś smutna?
-Inne kobiety nie miały odwagi walczyć ze mną, ty nie boisz się mego ojca.
-Bo ja boję się tylko mego mistrza.- cios za ciosem. Walczyły chyba już ponad godzinę i żadna nie chciała ustąpić. Coraz trudniej podnosiły miecze do ataku. Goldmoon szybko ruszyła się z miejsca i uderzyła swą bronią o broń rudowłosej, że jej broń wyślizgnęła się z ręki.
-Jest!- na twarzy Angeli pojawił się wredny uśmiech.
-Nie mów hop zanim nie przeskoczyć pani.- za nim miecz spadł na ziemi Angela skoczyła i złapała w powietrzu swą broń. Za nią było słońce i gdy córka wodza spojrzała na nią to słońce ją oślepiło. Nic nie widziała pod słońcem. Poczuła jak potężny cios złamał jej miecz. Upadła do tyłu. Chciała stanąć ale przed jej gardłem lśniła krawędź miecza jej przeciwniczki.
-Trup ^_^.- schowała miecz i podała dłoń córce wodza.- To była imponująca walka, mam nadzieję że kiedyś znów stoczymy pojedynek.- Goldmoon chwyciła jej dłoń i wstała za pomocą rudowłosej.
-I ja mam taką nadzieję, szkoda że przegrałam, tata na pewno za mnie się wstydzi.
-Nie zwracaj na to uwagi ^_^.- sędzia ogłosiła Angelę zwycięż czynią i dostała 200 złotych monet. Gdy król wręczał jej nagrodę patrzył na nią pogardą. Angela wytrzymała to i potem odjechali. Po drodze słuchała jak dzieci ją pochwalały. Wkrótce dojechali do reszty.
-Co tak długo??- spytała elfka.
-Były drobne kłopoty, ale z nimi poradziliśmy ^_^.- powiedziała szybko przyjaciółka czarnowłosej. Przyjrzała się jej uważnie. Odwróciła się i pojechała, jak reszta za nią. Rudowłosa odetchnęła z ulgą.
-Kiedy dojedziemy do Ellesmery??- spytał Tyson elfki.
-Za dwa tygodnie dojedziemy do rzeki Istar, powinna tam być łódź.
-Czy elfy są przyjaźnie nastawieni??
-To zależy dla kogo.- dalszych pytań nie było. Kaori i Kai znów uczyli się słówek. Wieczorem jak zwykle trening. Saphira zauważyła że Angela dzisiaj szybko została pokonana.
-Angelo podejdź do mnie.- stała i powolnym krokiem zbliżyła się do przyjaciółki.
-Tak Saphiro??
-Czy dobrze się czujesz?- spytała trosko.
-Tak, tylko jestem... em zmęczona ^_^.
-Na pewno?
-Tak, na pewno. Spokojnie, nic mi nie jest.- poklepała ją po ramieniu i spojrzała na dzieci.
-Ej Saphiro znalazłem cały worek złotych monet!- rudowłosa zbladła. Powoli odwróciła wzrok w stronę elfki. Czarnowłosa skrzyżowała ręce na pierwsi i tupała nogą.
-No proszę, skąd się wzięło tyle pieniędzy ^_^’’’’??
-No właśnie, ciekawe skąd -_-??- opuściła ręce i powolnym krokiem kierowała się do przyjaciółki, a druga kobieta cofała się.
-Tyson właśnie wpakowałeś Angelę w tarapaty.- powiedział Max.
-Angelo, przypomnij mi jak cię karałam, za twoje psikusy.
-Ganiając mnie z mieczem w ręku, rzucania ognistych kul, strzelałaś z łuku, czytanie twych książek i tłumaczenie każdego słowa, robienie mnóstwo pompek, przysiadów, ciąganie kamienia, zgrabiając całą polanę tylko grabiami,...- i tak wymieniła jeszcze sporo.
-Jak myślisz co teraz zrobię??
-To trudne pytanie ^^’’’
-Aha.- elfka wymówiła cztery słowa w swej mowie. Rudowłosa krzyknęła ze zdumienia, czując wokół nóg, aż do kolan, nacisk, narastający, więżący jej łydki tak mocno, że nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Przed dziećmi pojawiły się kije.- O to twoja nowa kara. Dzieci, nie miejcie litości ^_^.
-Ty chyba nie masz na myśli O_o??
-Tak, ale oni będą widzieć coś innego.- pstryknęła i ich oczy zaświeciły się. Szybko wzięli kije i pobiegli do Angeli.
-Saphira, co im zrobiłaś??!!- krzyknęła zasłaniając się przed kijami.
-W ich świecie jest takie święto, uderzają przywiozą zabawkę nad głowami i uderzają ją kijem. Gdy zabawka pęknie z niej wysypia się cukierki ^_^. Teraz widzą w tobie tą zabawkę.
< Jak pamiętam to nazywa się Piniata i to chyba jest w Mexyku Dop.Szila>- po paru minutach Saphira uwolniła przyjaciółkę i czar z dzieci.- Mam nadzieję że nauczyłaś się czegoś.- rudowłosa coś odpowiedziała pod nosem i poszła spać. Dni upłynęły szybko, nie było żadnych kłopotów. Elfce to się nie podobało. Pewnego dnia Angela zauważyła dziwne ślady.
-To kogo mogą należeć??
-Pierwszy raz widzę takie ślady, widać ślady łusek, ale to na pewno nie ślad młodego smoka.
-To coś chodzi jak człowiek. Czyżby nowa rasa??
-Zanim przybyliście usłyszałam w miasteczku od podróżnika wieści o dziwnych stworach, nie mógł powiedzieć dokładnie jak wyglądają, bo nosili płaszcze jak kapłani i mają zabandażowane kończyny.
-Będę musiała kiedyś to sprawdzić. Ślady prowadzą na zachód, a my kierujemy się na wschód. Mam nadzieję że ich nie spotkamy. Nie lubię walczyć z kimś lub czymś nic nie wiedząc o przeciwniku.- dosiadła konia i ruszyli. Po czterech dniach dojechali do wieczorem rzeki Istar.
-Gdzie jest łudź??- spytał Ray.
-Poszukamy rano.- następnego dnia dzieci zobaczyli piękno rzeki. Była piękna, czysta że można było zobaczyć dno.
-Piękne prawda.- spytała ich rudowłosa.
-Tak.- odpowiedziała Kaori.
-Gdzie Saphira??
-Poszła poszukać łodzi. O właśnie płynie.
-Widzę że będę musiał płynąć.- Saphira wiosłowała, to łodzi była przywiązana druga łódź na tyle żeby pomieścić wóz i konie. Dwie łodzie o burtach zdobionych rzeźbami, przestawiającymi splątane pędy.
-Nie martw się Kai, pomieścicie się w drugiej.
-Czy Ellesmera to wyspa??- spytał Kenny.
-Nie, po tej stronie Ellesmerę otacza rzeka, po tamtej stronie ląd. Ale nikt tamtędy jeszcze nie przeszedł, chyba że ma nasze pozwolenie.- weszli do łodzi, Angela i Saphira zabezpieczyli wóz i przywiązali konie.
-Kai teraz ostrożnie wejdź.- wilk bardzo powoli wszedł na łódź i lekko zanurzyła się.
-Czyżby nasz kapitan trochę ważył ^_^.- pożartował Tyson. Rubinooki nie zwracał uwagi, znalazł się na łodzi. Zanurzyła się niebezpiecznie, ale po chwili podniosła się.- Tylko nie wykonuj gwałtownych ruchów.- położył się żeby rozłożyć swą masę. <Fizyka się kłania Dop.Szila>. elfka była na pierwszej łodzi, Angela na drugiej. Odcumowali. Czarnowłosa elfka pochyliła się, wyciągnęła z łodzi zakończone spiczasto, długie na dziesięć stóp tyczkę i popychała łódkę od lądu. Jej przyjaciółka zrobiła to samo. Gdy wystarczająco oddalili się od brzegu i tafla wody falowała niespokojnie, schowały tyczki i Saphira rozdała każdemu wiosła o piórach przypominających kształtem liście. Wyjaśniła im cały proces.
-Jak Ray będzie wiosłował po prawej, a Max po lewej, ty Tyson musisz przenosić się z jednej strony na drugą, inaczej zejdziecie z kursu.
-A ty??- spytał Kenny.
-Ja będę pomagać Angeli, sama nie da rady- stanęła na brzegu łodzi i skoczyła bardzo wysoko. Wylądowała na wozie.
-By wygrała skokach w olimpiadzie.- reszta zgodziła się z szefem. Wiosłowali tak przez dwie godziny, rytm wioseł uspakajała ich. Nigdy w swym życiu nie spodziewali się że spotkają prawdziwych elfów. Saphira choć była elfem, było widać że nie do końca nim jest. Z tego co powiedział im kiedyś ich kapitan o tych pięknych rasach. Elfy są smukłe, szybkie, lekkie i bardzo piękne, mają kośne oczy i uszy. Ich przyjaciółka miała twarz człowieka, ale oczy i uszy elfie. Była piękniejsza niż jakakolwiek człowiek i mężniejsza niż jakikolwiek elf.
-Zauważyliście że Saphira dziwnie się zachowuje.
-Jakby zamknęła się w sobie, czasami odpowiadała warczeniem.- zgodził się z Maxem Ray.
-Czy ona nie jest mile widziana wśród swoich??- spytał Tyson.
-Skąd możemy wiedzieć.- po półtorej godzinie dopłynęli. Młodzież szybko pobiegła pomóc kobietą przy rozjuszonych koniom. Gdy Kai stanął na brzegu spojrzał na wierzchowce i od razu się uspokoiły. Kaori uśmiechnęła się do niego. Po chwili byli gotowi do dalszej wyprawy.
-Ruszajmy.- najpierw przebyli dużą otwartą przestrzeń i wkrótce ujrzeli wielkie drzewa. Usłyszeli czyjeś słowa w elfiej mowie.
-Kvetha oryja thorna Vaner!!- krzyknęła elfka. Po chwili ujrzeli zmierzającego ku nim czarnowłosego elfa. Był ubrany w strój myśliwski <Takie jakie nosi Legolas z Lord of the Ring Dop.Szila>. Trzymał łuk z nałożoną strzałą. Saphira zeszła z siodła i podeszła kawałek do przodu. Miała na głowie kaptur.
-Kim jesteś, że znasz me imię??- spytał w wspólnej mowie.
-Ktoś kiedyś nazywał mnie ebrithilem.- elf upuścił łuk.
-Sa.. Saphira??- zdjęła kaptur i uśmiechała się. Elfy przytuliły się i śmiali się głośno. Młodzież pierwszy raz usłyszeli jak ich nowa przyjaciółka śmieje się z tak całej radości. Jak elfy rozłączyły się z ucisku podeszli do reszty.
-Przestawiam wam mego byłego ucznia i przyjaciela Vanera z rodu Elnora.- ukłonili się lekko.- Zapewnię Angelę pamiętasz.
-Angela, to naprawdę ty?
-Tak.
-Jakoś nie przypominasz tej wybuchowej dziewczynki, na pewno ty nie jesteś tą rudowłosa małpą co nic nie umiała i tylko marudziła.- dostał w łeb od rudowłosej małpy.
-Oj zamknij się!- pomasował guza.
-Teraz mam pewność ^_^.- spojrzał na wilka.- Jaki śliczny wilczek, przygarnęłaś go Saphiro??- chłopcy i Kaori GLEBA.
-Powiedz swym kumplom żeby zeszli i nie ukrywali się.- powiedziała czarnowłosa elfka, nakładając spowrotem kaptur. Mężczyzna wypowiedział kilka słów i z drzew zeskoczyło 6 elfów. Sami mężczyźni. Większość miała ciemne włosy, byli uprani tak samo jak Vaner. Mieli poważne miny, ale gdy ich przywódca powiedział kim oni są to także przytulili Saphirę. Była zaskoczona. Gdy wreszcie uwolniła się od ostatniego elfa poprosiła czarnowłosego elfa na bok. Odeszli kawałek, a pozostali rozmawiali. Kai pilnie obserwował dwójkę. Mógł użyć zaklęcie co wzmocni jego słuch, ale wystarczyło mu reakcje twarzy po Vanerze. Najwidoczniej wyjaśniła mu co się stało. Elf szybko zerknął na niego swymi niebieskimi ukośnymi oczami. Kiwnął głową i wrócili do pozostałych.
-Wasze konie nie nadają się do jazdy po naszym lesie, muszą tu zostać.- oznajmił Narin, elf o blond włosach.
-A wóz??- spytał Kenny.
-Też.- Angela nie sprzeciwiała się, wiedziała że tak się stanie. Jeden z elfów poszło do lasu i po pół godzinie wrócił na białym ogierze. Koń poruszał się między drzewami z niesamowitą gracją. Jego sierść odbijała migotliwy blask szmaragdowego zmierzchu. Za nim podążały jeszcze 10 ogierów. Żaden z koni nie miał uzd i siodła.
-Jak mamy na nich jeździć, bez siodła spadniemy.- powiedział Tyson do elfki.
-Spokojnie, nasze konie nie pozwolą nikomu spać. Po prostu trzymajcie się ich grzywy. Nie kopcie ich w boki, bo to są nasi przyjaciele. Urazicie ich w ten sposób. Ty Tyson jedziesz z Rayem, Max z Kennym, a ty Kaori na Kaiu.- kiwnęli głowami i dosiedli koni. Hebanowłosa była szczęśliwa, będzie mogła trochę pobyć z Kaiem i z nim porozmawiać. Na przodzie jechała elfka z elfem i rudowłosą, za nimi młodzież, na końcu reszta elfów. Po drodze elfy rozmawiali z innymi, nawet zaskoczyli jak Kaori rozmawiała z nimi ich językiem. Rozmawiali także z rubinookim. On także mówił elfim językiem. Jechali tak przez trzy godziny i dotarli do jak dla ludzi pięknej krainy. Zatrzymali się na wysokim urwisku nad legendarnym miastem Adamnan.
-Witajcie w moim domu, przyjaciele.- powiedziała Saphira i ruszyła naprzód.
Ziemię porastały gęste kępy kwiatów. Upajająca woń wabiła roje trzmieli. Po prawej, za rzędem krzaków szemrał strumień. Para wiewiórek uganiała się wokół głazu. Na początku wydawała się że to normalny las, ale gdy jednak przyjrzeli się uważnie, zaczęli dostrzegać ścieżki ukryte wśród roślin i drzew. Kai zauważył, że to co widzi, nie do końca stworzyła natura. To co wziął za skupiska grubych, poskręcanych drzew, okazało się budynkami wyrastającymi wprost z sosen. Dachy i ściany zrobiono z cienkich płatów drewna narzuconych na sześć masywnych podstaw. Mchy, i żółte porosty pokrywały dach i zwisały nad wysadzanymi klejnotami oknami, umieszczonymi w każdej ze ścian. Każdy niezwykły budynek idealnie uzupełniał otoczenie, doskonale pasujący do reszty lasu i zlewając się z nim do tego stopnia, że nie można było określić, gdzie się kończy sztuka, a gzie zaczyna dzieło natury. Pozostawały w absolutnej równowadze. Elfy postanowiły zaakceptować świat taki, jaki jest.
Vaner zanucił piękną piosenkę i po chwili czujnie, ostrożnie elfy powoli występowały naprzód z ukrycia. Ich spojrzenia były skierowane na elfkę i wilka.
Kobiety miały rozpuszczone włosy, opadające na plecy kaskadami srebra bądź czerni, ozdobione świeżymi kwiatami. Wszystkie odznaczały się delikatną, zwiewną urodą, pod którą kryła się niezłomna siła. Mężczyźni byli równie urodziwi, mieli wysoko osadzone kości policzkowe, piękne rzeźbione nosy i ciężkie powieki. Obie płcie ubierały się w proste tuniki w odcieniach zieleni i brązu, obmalowane nasyconym pomarańczem, czerwienią i złotem. Mieszkańcy zaczęli śpiewać melodię. Piękną melodię, pełnej radości. Wydawało się że nawet drzewa śpiewały wraz z pięknym ludem.
Zatrzymali się i zsiedli z ogierów. Dalej szli na własnych nogach, elfy tańczyły wokół nich, wirując w piruetach, śmiejąc się w głos, a czasem wskakując na gałęzie i przebiegając im nad głowami.
-Mógłbym tu żyć.- powiedział Ray.
-Zgadzam się z tobą, trochę w domu, trochę na dworze i bezpieczny przed resztą świata.- powiedział Max nadal uśmiechając się.
-Jak to zrobiliście??- spytał Kenny Vardena wskazując jeden dom.
-Śpiewamy lasowi i przekazujemy mu nasza siłę, by wzrastał w kształtach w jakich pragniemy. Wszystkie nasze budynki i narzędzia powstają w ten sam sposób.
-Śpiewacie w języku magii??
-Tak ^_^. – szli ścieszką która doprowadziła ich do plątaniny korzeni tworzącej stopnie. Wspięli się do drzwi osadzonych w ścianie z młodych drzew. Drzwi otwarły się jakby z własnej woli, ukazując salę pełną drzew. Setki gałęzi splatały się, tworząc sufit przypominający pszczeli plaster. Pod nimi siedzieli na ziemi elfi panowie i damy. Byli piękni, o gładkich twarzach, nie zdradzających oznak wieku, i bystrych mądrych oczach, lśniących z podniecenia. W odróżnieniu od innych elfów ci nosili u pasów miecze o rękojeściach wysadzanych brylantami, a ich czoła zdobiły przepaski. U szczytu sali stał biały namiot osłaniający tron z grubych poskręcanych korzeni. Zasiadała na nim królowa Silvara. Była piękna jak jesienny zmierzch, dumna i wyniosła. Usta miała czerwone niczym jagody ostrokrzewu. Na głowie miała diadem. Ubrana w szkarłatną tunikę przepasaną pasem z plecionego złota, a jej ramiona pokrywały aksamitny, spięty pod szyja płaszcz, opadający na ziemię łagodnymi falami. Mimo imponującego wyglądu królowa sprawiała wrażenie jakby kryła w sobie ogromny ból. Drzwi zamknęły się za ich plecami. Razem weszli do sali i zbliżyli się do królowej. Saphira pierwsza uklękła na porośniętej mchem ziemi i pokłoniła się, po niej reszta, Kai pochylił głowę.
-Odsłoń swą twarz.- odezwała się melodyjnym głodem w stronę elfki. Czarnowłosa szybkim ruchem zdjęła kaptur, ale nie podniosła wzroku ku królowej. Silvara wstała i gdy ruszyła w ich stronę, płaszcz powiewał za nią. Zatrzymała się przed Saphira, położyła drżące ręce na jej ramionach. Angela która była najbliższej swej przyjaciółki, gdy królowa położyła na niej swe ręce, Saphira otworzyła szeroko oczy. Rudowłosa nie wiedziała dlaczego tak zareagowała, może że zaskoczyła się, albo... boi się.- Wstań.- Saphira posłuchała i spojrzała swymi klepsydrowymi oczami w królową. Królowa dłuższą chwilę wpatrywała się z napięciem w jej twarz, tak skupiona jakby próbowała odczytać jej duszę.
W końcu <Teraz moje ulubione!!! Dop.Szila> objęła ją z okrzykiem.
-O moja córko, jakże się cieszę widząc cię!!!
CDN.
**************************************************************


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Gość
PostWysłany: Czw 11:22, 18 Maj 2006






Cześć wszytskich!!!!!!!!!!!! To ja Szila. widze że nikt nie przeczytał mego ff. Nie dziwię si ę skoro ta częśc jest nudna <Jak sama powiedziała mi Ita> Bym dała nową częśc ale niestety jest problem
1. Został niechcąco skasowany przez dizewczynę mego brata.
2.Nie pamiętam co dalej miało być.
3.Wena uciekła na hawaje i nie chce wrócić.
4.Mam sporo nauki.
5.Mój komputer został pożyczony koledze mego taty i teraz znajduje się w warszawie.
6.Wróci chyba w Czerwcu.
7. Nikt nie skomentował więc nie daje nowych części.
To wszytsko co miałam przekazać. Do nara!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum twórczość fanów Strona Główna -> Fanficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin