twórczość fanów - witaj! Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości.
Forum twórczość fanów Strona Główna                    FAQ
                Szukaj
             Użytkownicy
          Grupy
       Galerie
    Rejestracja
Zaloguj
BEYBLADE: Bracia z przypadku
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum twórczość fanów Strona Główna -> Fanficki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mao
PostWysłany: Nie 19:10, 06 Lis 2005


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

Fick pisany wraz z Kayako w tym po części Very Happy kazała dac wszystko co jest do tej pory więc daje. Oznaczam jak były pisane części. Miłego czytania.

--------------------------------------------------------------------------------------
Tarja:
- Moskwa, zawsze jest tu zimno nawet gdy świeci słońce. – warknął czarnowłosy chłopak taszcząc swój bagaż z lotniska, zaś w drugiej ręce trzymający telefon.
- Przesadzasz, Ray, nie jest tak źle. Pomyśl, że mogło być gorzej. – odezwał się optymistycznie głos w słuchawce.
- Tak, Kevin, nawet gdybym ci powiedział, że przejechał mnie jakiś samochód ciężarowy, ty uznasz, że „mogło być gorzej”.
- Racja, mogłeś spaść z urwiska do wzburzonego sztormem morza i twe nieżyjące ciało już nigdy nie było odnalezione. W przypadku ciężarówki chociaż będą mogli cię pochować. – uznał Kevin. Ze słuchawki dobiegł głośny śmiech, po czym huk.
- Nie zwracaj na tego palanta uwagi, ma dziś dobry dzień. Wczoraj nie było mu tak do śmiechu. – dobiegł z komórki głos dziewczyny. Ray zaśmiał się krótko i machnął ręką na taksówkę stojącą nieopodal niego.
- Masz rację Mariah, ale właściwie o co ci chodziło mówiąc że „nie było mu do śmiechu”? – zapytał się ciekawy Ray wsiadając do taksówki i wyjmując mapę chcąc pokazać miejsce gdzie chce dojechać na mapie.
- Wpadł do jeziora, jednak to dopiero początek, wczoraj temperatura wynosiła gdzieś minus trzy stopnie, a temperatura wody minus z dziesięć. – zaśmiała się Mariah. Ray pokazał na mapie ulicę nieopodal centrum. Kierowca kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym samochód ruszył. Ray opadł na siedzenie i spojrzał w okno.
- Do tej pory zastanawiam się po co właściwie tu przyjechałem. – zaczął Ray.
- Po to, by się spotkać z tym całym twoim wujem, przecież chyba chcesz go poznać, nie? Może jeszcze spotkasz przy okazji Kai’a? – uznała dziewczyna.
- Chyba nie myślisz, że Kai z uciechy na mój widok pobiegnie do mnie i zapyta „co u ciebie słychać?”... – zakpił Ray nadal przyglądając się mroźnym ulicom Moskwy.
- Czego ty się boisz? – zapytała zdziwionym głosem Mariah. – Jesteś strasznie niepewny co do tej sprawy z tym wujem.
- Bo go nie znam. – oznajmił krótko Ray.
- No to go poznasz, w czym problem? – zapytała podchwytliwie Mariah.
- W niczym, Mao. – odparł spokojnie Ray zmieniając ton głosu na znacznie cieplejszy.
- Nie odpuszczę, póki mi nie odpowiesz. Zaraz, zaczekaj, Lee czegoś chce – dziewczyna przerwała, jednak po chwili ktoś inny odezwał się do słuchawki.
- Jak tam?
- Weź tę kobietę stamtąd, bo ona mnie doprowadzi do psychicznego wykończenia. – westchnął ciężko Ray.
- Ażebyś ją teraz zobaczył. Była u fryzjera i innych takich, już nikt chyba nie powie na nią słodziutka. – zaśmiał się Lee.
- Co? – nie zrozumiał Ray.
- Przefarbowała włosy na czarno i zmieniła styl, ubiera się „mroczno”. – oznajmił Lee.
Ray milczał przez parę sekund. Po prostu go zatkało.
- Co jej odbiło? – zapytał się bez żadnych oporów.
- Wkurzyła się na takiego jednego chłopaka i na to jak ją nazwał. – zachichotał Lee.
- Jak?
- Cukiereczku...
W słuchawce Ray usłyszał teraz śmiech i odgłosy bójki. Tym razem telefon przejął Gary.
- Wreszcie ktoś normalny. – odetchnął z ulgą Ray.
- Pójdziesz do jakiejś restauracji rosyjskiej? – zapytał Gary.
- NO NIE! – przeraził się Ray. – Czy wszyscy dziś powariowali?
- Uspokój się, żartowałem. – zaśmiał się Gary.
- Miałem taką nadzieję. Czekaj... Już dojechałem. – oznajmił Ray, gdy taksówka zatrzymała się, a kierowca odwrócił się po zapłatę. Ray uregulował rachunek i wyszedł z pojazdu. Kierowca dał mu jego bagaż i zostawił go w środku nieznanego mu prawie miasta.
- No i co widzisz... – zapytał Gary.
- Nie uwierzysz... Widzę jakąś dziurę, powybijane okna zabite deskami i jakieś sprośne napisy na murze. – powiedział Ray.
- Żartujesz. – niedowierzał Gary.
- Masz rację, jest zupełnie odwrotnie. – oznajmił Ray stojąc przed wielką willą z wysokim murem. – To ja będę kończył. Pozdrów resztę.
- Za jakieś dziesięć minut, powodzenia Ray.
- Dzięki... – pożegnał się czarnowłosy i przerwał połączenie. Ray mrugnął gwałtownie i spojrzał jeszcze raz na to przed czym stoi. Kątem oka zobaczył ochronę patrolującą ogród. Nagle ktoś za nim wziął jego bagaż i ukłonił mu się. Ray jeszcze raz zamrugał zszokowany.
- Pan Kon? – zapytał po angielsku mężczyzna. Był ubrany niczym służący. Ray pomyślał, że pracuje w tamtej willi. I nie pomylił się.
- Tak.
- Jestem Damian. Zaprowadzę do pańskiego wuja. Pana tego domu. – powiedział niegramatycznie Damian jednak Ray nie miał zamiaru go poprawiać. Patrzył się jedynie na wielką rezydencję i zastanawiał się jak wygląda jego wuj.


- Ray! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mogę cię ujrzeć. – powitał go z otwartymi ramionami lekko starawy mężczyzna ubrany jak na szlachtę przystało. Choć szlachta już nie istnieje.
- Dzień dobry. – odpowiedział lekko niepewnie Ray.
- Co tak niepewnie? Przepraszam, w liście nie przedstawiłem się, jestem Chrystian Teortian, jednak to nie moje prawdziwe nazwisko, jednak prawdziwego ci nie zdradzę. – oznajmił tajemniczo mężczyzna i podszedł do Ray’a.
- Zapamiętam, proszę pana. – odparł Ray.
- Nie proszę pana, tylko nie proszę pana. Jestem twoim wujem, więc mów mi „wuju” albo „wujku”. – oznajmił wuj.
- Dobrze... wujku. – powiedział Ray lekko zbity z tropu.
- Więc, powiedz mi chłopcze, jakiej narodowości był twój ojciec. – powiedział wuj.
- Chiny...
- Matka?
- Chyba Chiny, nie mam pewności...
- Błąd! – krzyknął prawie wuj, tak, że Ray’owi serce stanęło. – Była japonką.
- Czy to istotne. – zdziwił się Ray.
- Bardzo, otóż znalazłem twojego brata.
- Brata... Jak to? – zdziwił się jeszcze bardziej Ray.
- Ty i twój brat macie wspólną matkę zaś ojców innych. Twoja matka rozstała się ze swym poprzednim mężem z którego małżeństwa jest twój brat i związała się z twoim ojcem. Po tym już historię znasz. Znikła. – poinformował wuj.
- Znikła? Chyba umarła – przerwał opowieść Ray.
- Nie... Znikła. Chyba trochę mało wiesz. – uznał wuj nieco zmartwionym głosem.
- Skąd... wuj może to wiedzieć? – zapytał podejrzliwie Ray.
- Bo rok temu dostałem od niej list. – oznajmił wuj.
- N... naprawdę? – zapytał się Ray chcąc powiedzieć coś innego. Chciał zobaczyć ten list, ale co to da?
- Napisała dokładnie gdzie mieszkasz. Rok minął niż zmusiłem się żeby cię tu sprowadzić. Nie miałem pewność czy będziesz chciał tu przybyć, jednak gdy ujrzałem cię na turnieju w Moskwie, byłem pewny że to ty. Opis z listu twej matki był idealnie dopasowany do twojego wyglądu.
- Mój opis?
- Dokładnie twojego ojca, jednak wyglądasz tak samo jak on jednak rysy twarzy masz bardziej matki. – oznajmił wuj. – No więc znalazłem ciebie, pozostało mi znaleźć twojego brata. Nie trwało to długo, jednak gdyby twój brat zechciał tu przybyć było by miło, ale za każdym razem odmawiał, aż w końcu kazałem go przyprowadzić tu siłą.
Ray siadł na najbliższym krześle nie wierząc w to co słyszy. Wszystkie tajemnice z przyszłości nagle się ujawniły i odkryły. Jednak nadal istniało parę pytań.
- Wuju? Moja matka to twoja siostra? – zapytał Ray.
- Tak, młodsza siostra. Nasza matka była Japonką jednak nie mogła znaleźć pracy w rodzinnym kraj. Wyjechała z mężem do Rosji i tu się zadomowili. Jednak ma siostra, twa matka chciała zobaczyć, jak to uznała „kraj swej krwi” i wyjechała. Wcześniej rozstała się z mężem, który jak ci już mówiłem, jest ojcem twego brata. I tyle po niej było słychać, Gdy dostałem od niej list bardzo mocno się zdziwiłem.
- Mój brat, kim on jest? – zapytał się Ray jednak nie uzyskał odpowiedzi, gdyż na salę ktoś wpadł. Był to bardzo wysoki i umięśniony mężczyzna ubrany cały na czarno.
- Szefie, znowu złapaliśmy skurczybyka! – krzyknął uradowany mężczyzna.
- Wprowadź go... – uznał szybko wuj jednak „złapany” sam wpadł na salę uwalniając się od zgrai ludzi. Ray gdy ujrzał swego brata mimowolnie wstał z krzesła. To już był największy dla niego szok. Pewnie by się teraz zastanowił jak przywitać kogoś ze swej rodziny, jednak gdy zobaczył kim jest jego brat z ust wyleciało mu tylko jedno słowo...
- Kai?

Kayako:

Ray stał jak sparaliżowany.
Kai... jego... bratem??? To nielogiczne, nienormalne!
Wpatrywał się w tą dobrze znaną mu twarz z otwartą buzią. Nie zważał na to, że Kai nie jest nim równie zainteresowany. Cały czas siłował się z mięśniakiem, który natarczywie go trzymał, aby, najprawdopodobniej, nie próbował uciec.
- Puść mnie, kretynie. – ostrzegł groźnym tonem.
Kai wyszarpnął się z uścisku. Odsunął się od mężczyzny i dopiero spojrzał na Ray’a – jego przyjaciela, a w rzeczywistości brata przyrodniego.
Ray nadal stał z osłupiałym wyrazem twarzy. Gdy zobaczył, że Kai utkwił w nim spojrzenie obraz rozmył mu się przed oczami. Chwilę potem... nic nie pamiętał.


- Ray, Ray... – usłyszał głos i poklepywanie po policzku.
Otworzył powoli oczy. Poczuł, że nie leży na podłodze, a na znacznie czymś miększym, i nie patrzy na kremowy sufit salonu, a na bladozielony.
- Umarłem? – wydukał głupio.
- Umarłeś? – usłyszał. Po kilku sekundach zorientował się, że słyszy głos swojego do dnia dzisiejszego nieznanego wuja... Brata jego matki i matki Kai’a.
Z tą myślą zerwał się z łóżka.
- Gdzie on jest? – zapytał trochę bardziej głośniej i natarczywiej niż zamierzał.
- On? Masz na myśli Kai’a. – stwierdził wuj. – Siedzi w jadalni.
Ray zerwał się – powstrzymywania wujka nic nie pomogły – z łóżka i pognał na korytarz. Uzmysłowił sobie, że nie zna domu...
Na jego szczęście zobaczył kamerdynera – Damiana – i za jego pomocą dostał się do jadalni.
Kai nie wyglądał na zdenerwowanego, wręcz przeciwnie, ale czemu Ray się dziwi??? Kai nigdy nie odbiegał od swojego aż-za-obojętnego sposobu bycia.
W tej chwili jadł i nie zważał co dzieje się wokół niego.
Ray stał w dwuskrzydłowych drzwiach do jadalni i wpatrywał się w znanego mu chłopaka. Najwyraźniej wiedział o nim za MAŁO.
- Wkurzasz mnie tak stojąc w drzwiach. – powiedział Kai. Ray po chwili zorientował się, że te słowa były do niego.
Ray podszedł powolnym krokiem do olbrzymiego stołu. Usiadł naprzeciwko Kai’a, ale i tak dzieliła ich odległość równa szerokości stołu – ok. 5 metrów.
Kai nie podnosił wzroku znad talerza. Za to Ray przyglądał mu się, jakby widzieli się po raz pierwszy w życiu.
Czekał na jakiś ruch, na znak, spojrzenie, że Kai chce porozmawiać, czy coś... A Kai co robi? JE!!! Całkowicie spokojny, z obojętnym wyrazem twarzy, najwyraźniej nieco zadomowiony...
- JAK MOŻESZ BYĆ TAKI?! – wykrzyknął Ray.
Kai powoli (i obojętnie) podniósł na niego wzrok.
- Jaki „taki”? – zapytał znużonym tonem.
- Taki jakby się nic nie stało!
- A stało się coś? – zapytał znudzony.
- Nie wmówisz mi, że nie.
Kai nic nie powiedział i zajął się swoim talerzem. A raczej tym, co było na talerzu.
Ray czekał na odpowiedź, ale się przeliczył. Kai go... olał.
- Kaaaiii, ja... jestem... tutaj... – przerwał ciszę Ray. Mówił powoli, jak do dziecka.
- Taaak, wieeem, widzęęę. – odpowiedział Kai dzwoniąc dzwoneczkiem. Chwilę potem przyszła służąca i zabrała brudne naczynia.
- Widzę, że już poznałeś obyczaje w tym domu. – Ray machnął ręką pokazując obszerną jadalnię. Zależało mu na rozmowie. Jak na niczym innym.
- Byłem tu tyle, aby je poznać. – odpowiedział Kai i wstał z krzesełka.
„O nie, nie wymigasz się.” – pomyślał Ray i skoczył ku odchodzącemu Kai’owi.
Kai westchnął cicho z politowaniem – co jeszcze bardziej upewniło Ray’a, że rozmowa nie wchodzi w rachubę, ale nie miał zamiaru rezygnować.
Kai przeniósł po raz kolejny w czasie tych kilku minut wzrok na Ray’a. Ale nic nie mówił. Wpatrywał się ze zobojętnieniem na przyjaciela – jeśli można tak nazwać stosunki między nimi.
- Nie wmówisz mi, że nie chcesz porozmawiać. – powiedział z nutą złości w głosie Ray.
- Ty chcesz, ale ja NIE. – podkreślił ostatni wyraz.
Ku zdziwieniu Ray’a Kai wcale nie odszedł. Kai wpatrywał się w Ray’a już nie z znużeniem, ale z zadziorną złością.
Ray miał ochotę uderzyć, ba, przyłożyć Kai’owi, ale powstrzymał się. Za to złapał go za przód bluzy.
- Nigdy nie denerwowało mnie to, jaki jesteś, ale to chyba się zmieni! – krzyknął Kai’owi w twarz. – Może i ty wiedziałeś, co się wyprawiało w naszej rodzinie, ale ja dowiedziałem się dopiero dziś i to przed godziną i Chcę Porozmawiać! Dochodzi to do ciebie?!!! – Kai nie robił zupełnie nic, nie bronił się, nic nie mówił, nie odepchnął Ray’a, nie spojrzał na niego ze złością... Patrzył prosto w oczy Ray’owi (zresztą Ray również Kai’owi) z obojętnością, która jeszcze bardziej zdenerwowała Ray’a. – Jesteśmy braćmi! Nadal trudno w to uwierzyć..., ale jednak!!! Ale TY, oczywiście, NIE będziesz rozmawiać. – Kai nadal stał tak obojętny, jakby Ray szarpał manekina, a nie żywego człowieka. Do tego starszego i wyższego. Może nawet nieco silniejszego, ale tego nie wiadomo. – MAMY... MY!... WSPÓLNĄ... MATKĘ. – zaakcentował.
Ray nadal trzymał Kai’a za przód kurtki i wpatrywał się w niego ze złością, która rosła z sekundy na sekundę. Gdy tylko widział obojętną twarz Kai’a. I do tego coraz bardziej obojętna.
Ale w mgnieniu oka oblicze Kai’a zmieniło się. Z obojętnego na zły.
Patrzył na Ray’a, a Ray zmienił się w sekundę na twarzy – z zdenerwowanego jak nigdy – na przestraszony.
- Co mnie obchodzi, że mamy wspólną matkę? Co mnie obchodzi, że jesteśmy spokrewnieni?! Ona mnie nie obchodzi. Tak samo JA nie obchodzę JEJ... NIENAWIDZĘ JEJ. – mówił ze złością, jakiej Ray nigdy nie słyszał. - Rozumiesz, prawda? – dodał potulnie, ale nadal zadziornie i nadal ze złością skrywaną w głosie.
Patrzyli na siebie jeszcze chwilę i Ray puścił chłopaka.
Kai odwrócił się, szalik zafalował w powietrzu i szybkim krokiem ruszył w stronę salonu.
Ale przy drzwiach zatrzymał się, nie wiadomo czemu zaciekawiło go, co miał do powiedzenia Ray.
- Ja cię obchodzę? – zapytał „pan Kon”.
- Nie wiele. – odpowiedział zimno Kai patrząc na drzwi do salonu. Takie same jak do jadalni, różniły się nieco odcieniem.


- Pan Hiwatari życzy sobie czegoś przed snem? – zapytał Damian, stojąc przed drzwiami pokoju, w którym zamieszkał Kai.
- Daruj sobie. „Pan Hiwatari”. – dodał szyderczo. – Chce być sam. To moje życzenie.
Służący odszedł kłaniając się przy drzwiach.
Nie wiedzieć czemu, Kai miał ochotę przyłożyć wazonem stojącym na szafce nocnej w drzwi.
Ale odłożył wazon z powrotem na swoje miejsce. Położył się na łóżku i wpatrzył w ciemnoniebieski sufit swojego pokoju.
„Pan Hiwatari” – zaczął rozmyślać. – „Mój ojciec jest równie wielkim nikim jak moja matka, tyle, że on miał na tyle godności, że się z nikim nie wiązał, tylko się zabił, a moja matka musiała urodzić... to coś.” – mimo, że czuł wielką złość zrobiło mu się głupio, że pomyślał o Ray’u „to coś”.
Usłyszał wyraźny szelest za drzwiami, więc odwrócił się szybko tak, aby twarzą być skierowany do twarzy. Opatulił się szczelnie kołdrą i postanowił udawać, że śpi.
Gdyby Ray zobaczył, że nie śpi, pomyślałby sobie, że Kai czuje taki sam ból jak Ray, a tak przynajmniej Ray utwierdzi się w przekonaniu, że Kai’a obchodzi to co się dzieje równie mało jak czasopisma dla dzieci i książeczki dla noworodków.
- Kai? – nie pomylił się. Ray.
Kai postarał się, aby jego oddech był miarowy.
- Śpisz?
„Jakie przemyślane, precyzyjne i pospolite pytanie ==’ ” – pomyślał Kai. – „Równie dobrze można byłoby zadać pytanie „Jak żyjesz?” nieboszczykowi”.
Kai poczuł, że Ray szturchnął go mocno w plecy – mimo grubej kołdry dotkliwie to poczuł.
- Możesz być pożyteczny i wyjść z pokoju? – zadał pytanie Kai nawet nie próbując udawać zaspanego głosu.
- A ty mógłbyś przynajmniej przestać udawać, że śpisz i że nie jest ci na rękę z sytuacją jaka się dzieje wokół nas. – mówił Ray zadowolonym głosem.
- A ty mógłbyś przestać się mądrzyć. – Kai siadł na łóżku. Zauważył, że na twarzy Ray’a maluje się przeogromny uśmiech.
„Jak można być tak...?” – odrzucił od siebie myśl.
- Mów, czego chcesz. – powiedział Kai z groźbą w głosie.
- Mogę usiąść? – zapytał Ray.
- I przestaj zadawać głupie pytania.
Ray usiadł na łóżku koło Kai’a. Kai miał ochotę zejść z łóżka, ale nie zrobił tego – świadczyłoby to o jego słabości.
- Bo widzisz... – uśmiech nieco zbladł na twarzy Ray’a. – Przepraszam, że tak naskoczyłem. Na ciebie.
Kai ominął to.
- Ale... Czemu nienawidzisz naszej mamy? – zapytał Ray patrząc trochę niepewnie na Kai’a.
- Odwzajemniam jej uczucie.
- Czemu uważasz, że cię nie kocha? Przecież to...
- Głupota? Kłamstwo? – przerwał, mówiąc cynicznie. – Nieprawda?
Ray zmarszczył lekko brwi w oczekiwaniu.
- Wiesz... – Kai zmienił ton. Mówił wesołym tonem, ale przesyconym jadem. Wstał z łóżka i oparł się plecami o parapet. – To przez nią, głównie, trafiłem pod opiekę Volteira i Borisa.
- A ojciec? – zapytał Ray kręcąc lekko głową.
- Zabił się kilka dni po tym jak nas ONA opuściła. – nadal ten sam ton. Ray dostał gęsiej skórki od niego.
- Czemu mówisz o niej „ona”?
- Bo ona nie jest moją matką. – zmienił ton. Na zimny i bezlitosny. – Gdyby jej na mnie zależało zabrałaby mnie ze sobą. A tak? Kim jestem? Sam doskonale wiesz. Rok to kupa czasu. Można nieco poznać charakter człowieka nie wiadomo jak ukrywany.
- Brakuje ci jej?
- Taaak, bardzo. – znów zmienił ton. Na szydzący. – Tęsknię za nią. I to jaaak...
- Ja pytam poważnie.
- A ja odpowiadam poważnie. – znów zmienił ton. Na jego zwykły. Obojętny-zimny.
Ray po dłuższej chwili zadał następne pytanie:
- Czujesz się samotny?
Kai nie zważał zbytnio na to co mówi, więc odpowiedział tak, a nie inaczej:
- Nie, skądże. – znów zaczął szydzić. – Mam całą zgraję bliskich mi osób... Tak... – wyliczał na palcach. – Mój nieżyjący ojciec, matka, która zostawiła dziecko i urodziła mu brata przyrodniego... A no właśnie... Mój brat!... Tak, jest jeszcze mój kochany dziadek! Mam jeszcze wujka o nieznanym mi nazwisku...
- Chrystian Teortian. – nie trudno było zapomnieć to nazwisko.
- Ach... można byłoby jeszcze doliczyć tych... no... jak im tam... A tak! Bladebreakersów!
- Gdyby nie my byłbyś teraz na dnie Bajkału! – Ray lekko się zdenerwował, ale nie chciał nawet tej odrobiny nerwów pokazywać.
Kai spojrzał na niego z politowaniem. Znów zmienił ton głosu. Na obojętny-zimny (który to już raz???)
- Nigdy nie mówiłem, że nie jestem wam wdzięczny. – odwrócił się twarzą do okna.
- Kai?
- Co? – zapytał zniecierpliwiony i zdenerwowany tym wszystkim co powiedział.
- Ty tego nie widzisz, ale jesteśmy sobie teraz najbliżsi.
Kai spojrzał na niego z ogromnym żalem do osoby o imieniu Ray.
- Jesteśmy dla siebie najbliższą rodziną. Kto jest dla nas bliższy niż my sami?
Kai przewrócił oczami.
- Czy tego chcesz czy nie, chcę abyś wiedział, że mimo, że nie widzisz we mnie nikogo godnego uwagi, to dla mnie jesteś najbliższy i mam cię za przyjaciela.
Kai ziewnął.
- Chcesz może czegoś? W końcu jesteśmy braćmi, powinniśmy sobie pomagać. - Ray uśmiechnął się.
"Boże, Ray, ale ty naiwny." - pomyślał z żalem.
- Tak, chcę czegoś. - powiedział Kai uśmiechając się lekko.
- Mów!
Przeniósł na niego wzrok.
- Chcę być sam.

Tarja:

- Co za debil! – warknął Ray zamykając za sobą drzwi do pokoju, który został mu przydzielony na czas pobytu u wuja. Chłopak siadł na łóżku i jedyne, co mu pozostało to myśleć. Zastanawiać się, czemu Kai się tak zachowuje. Dlaczego wszystkie jego słowa – Ray’a – puszcza sobie mimo uszu?
- Niech się cieszy... On ją znał. – warknął Ray patrząc przed siebie. Nagle spostrzegł, iż na szafce naprzeciwko łóżka stoi jakaś ramka ze zdjęciem. Ray podszedł ciekawy, co lub, kogo przyciągnął jego uwagę. Po chwili spostrzegł, iż fotografia przestawia uśmiechającą się rodzinę. Ojciec, matka i syn... Kai. Mały chłopiec trzymany w rękach matki. Wszyscy byli uśmiechnięci. Byli szczęśliwi. Ray odłożył ramkę na miejsce. Nie chciał na to patrzeć. On nigdy nie poznał tej kobiety na fotografii. Czarne włosy, i oczy, oczy Kai’a, rysy twarzy Ray’a. Obydwoje mieli coś po matce. Ray miał tylko nadzieję, że charakter Kai nie ma po niej. Bo to byłaby tragedia. Ray ugryzł się w język. Wiedział, że Kai wcale nie jest taki, na jakiego się wydaje.
- Jeśli nie chce nic zmienić w tej sprawie, to on nie jest mi potrzebny. Sam sobie poradzę. – warknął Ray i w ciągu sekundy jego oczy nabrały kolor świecącej żółci. Ray wyszedł na korytarz. Szedł prosto do gabinetu wuja. Miał nadzieję, że znajdzie list. List, który może wiele wyjaśnić. Gdy był w połowie korytarza, usłyszał za sobą kroki.
- Czy panicz sobie czegoś życzy? – usłyszał za sobą głos Damiana. Ray przez sekundę myślał jak spławić za grzecznego służącego jednak po chwili przyszła mu do głowy pewna myśl.
- Tak, wiesz gdzie wuj może mieć list od mojej matki? – powiedział bez żadnego skrępowania Ray.
- Ale paniczu, tego listu nie może panicz zobaczyć. Taka jest wola panicza matki. – oznajmił nieco wystraszony Damian.
- Gdzieś mam jej wolę. Wiesz gdzie jest ten list? – zapytał po raz drugi Ray.
- Ty wiesz gdzie jest ten list. – powiedział ktoś z głębi korytarza. Ray aż drgnął. To był Kai.
- Ale, nie ja nie wiem... – zaprzeczył Damian. Jednak nie bardzo mu się to udało, widać było jak na dłoni, że kłamie.
- Widzę, że kłamstwo to nie twoja krew. – zaśmiał się chłodno Kai. – Więc, gdzie jest ten list? Nie musisz nas tam zaprowadzać. Nie chcemy żebyś stracił swą posadę.
Damian spojrzał się raz na Kai’a, raz na Ray’a.
- Wiem gdzie jest, za obrazem kobiety w czarnej sukni z białym krzyżem w gabinecie. Jednak nie znam szyfru. – oznajmił Damian i znowu spojrzał się na „braci”. Ukłonił się po tym i szybkim krokiem ulotnił się z korytarza.
- Szyfr... – zaczął Kai.
- To nie problem, jeśli ma się dobry słuch. – uśmiechnął się szeroko Ray. Kai wiedział, co ma na myśli. Razem weszli do gabinetu. Zaczęli szukać obrazu. Po chwili znaleźli. Kai zdjął obraz i położył go ostrożnie na ziemi. Ray zabrał się do otworzenia sejfu. Jednak po chwili przestał.
- Ktoś się zbliża i to na pewno nie Damian. – powiedział cicho. Kai spojrzał na drzwi. Ułamki sekund. Kroki były coraz głośniejsze.
- Co teraz, panie mądry? – zapytał się Ray.
- A niby skąd mam to wiedzieć? – warknął na niego Kai. Ray syknął i złapał obraz w pośpiechu wieszając go na miejsce. Wskazał machnięciem ręki Kai’owi okno. Obaj weszli na parapet i schowali się za rzeźbą kruka, która była połączona z zewnętrzną ścianą. Chwilę później w gabinecie zapaliło się światło, a do pomieszczenia wkroczył wuj chłopców. Kai stojący bliżej okna po kryjomu obserwował wuja. Zaklął pod nosem, gdy ujrzał, że wuj miał list przy sobie. Starszy mężczyzna wyjął go z marynarki i położył na biurku. Przez chwilę patrzył na list. Stał w bezruchu. Potem wziął kopertę do ręki i za paroma machnięciami podarł ją.
- Tylko nie mów, że to był ten list... – zapytał się wystraszony Ray.
- Czarnowidz. – warknął Kai.
Podarte kawałki Chrystian Teortian schował z powrotem do kieszeni. Nim wyszedł z gabinetu powtórzył sobie słowa jakby starał się to zapamiętać.
- Godzina 17, dworzec centralny, peron 3. – i wyszedł po cichu powtarzając te słowa. Gdy światło zgasło, a drzwi zamknęły się Kai i Ray weszli z powrotem do pokoju.
- Po jaką cholerę on zniszczył ten list?! – warknął wściekły Ray.
- Idź się go zapytaj. – odparł swym tonem Kai.
Ray spojrzał na niego wściekłym wzrokiem. Czuł, że coraz bardziej narasta w nim złość. Jednak po chwili lekko się uspokoił.
- Czemu ze mną tu przyszedłeś? Czyżby ta sprawa nie była ci jednak obojętna? – zapytał podchwytliwie Ray.
- Z ciekawości. – uznał Kai. Stał obrócony do Ray’a plecami.
- Na pewno...? – nie dawał za wygraną Ray. Kai odwrócił się i podszedł do Ray’a.
- Słyszałeś co powiedział staruszek? – zapytał Kai.
- Nie, a co? – odparł zdziwiony Ray. – Co powiedział?
- Nic. – skłamał Kai. – Ciebie się pytam, czy coś słyszałeś, kocie.
Po tych słowach Kai wyszedł. Ray uśmiechnął się, gdy drzwi zamknęły się. Słowo „kot” uznawał przeważnie za komplement. Być może Damian nie umie kłamać, ale Ray’owi udało się wykiwać samego Kai’a Hiwatari. Chłopak oparł się o biurko i westchnął cicho do siebie.
- O 17 na dworcu. Peron 3. Ciekawe kto się tam zjawi. – zaśmiał się krótko i spojrzał przez okno na świecący księżyc otoczony przez małe jaśniutkie kropeczki nazwane gwiazdami.

Kayako:

„Ray może udawać głupka. Ja zrobię swoje.” – myślał Kai siedząc na parapecie. Patrzył z okna wprost na bramę i furtkę – wejście do ogromnej posiadłości Chrystiana Teortiana. Przynajmniej tak się przedstawił. Ale jak miał naprawdę na nazwisko???
Było już dość ciemno jak na tą porę. Kai nie bez powodu siedział w tym miejscu.
W korytarzu, który prowadził do drzwi frontowych zapaliło się światło.
Wuj lekko się wzdrygnął gdy zauważył Kai’a.
- Wybiera się wuj gdzieś? – zapytał Kai patrząc nadal przez okno.
- Na miasto. – odpowiedział wesołym tonem wuj. Zdradliwie wesołym tonem. Co jak co, Damian nie umiał kłamać, czego nie można powiedzieć o wuju.
- Można wiedzieć po co? – dopytywał Kai patrząc kątek oka na ubierającego się w kożuch wuja.
- Idę na spacer. Moskwa o tej porze jest piękna, prawda Kai?
- Przeszedłbym się w wujem... – powiedział leciutko proszącym tonem. Oczywiście nie miał ochoty „spacerować”. „Spacerować” z wujem. „Spacerować” z wujem po Moskwie. Widząc minę wuja po tych słowach skończył: - Ale nie mam ochoty. – i znów odwrócił się do okna.
Wuj wysłał do Kai’a jeszcze jednej szeroki uśmiech, Kai’owi zebrało się na lekkie torsje. Wuj wyszedł z domu, Kai odprowadził go wzrokiem po chodniku. Gdy wuj zniknął za furtką zeskoczył z okna i pobiegł do gabinetu wuja.
Zamknął za sobą drzwi dziękując Bogu za to, że nikogo nie spotkał.
Rozejrzał się po gabinecie. Miał nie dużo czasu.
Zdjął szybko portret za którym skrywał się sejf. Próbując sposobu Ray’a sprawdził czy uda mu się otworzyć sejf. Po kilku ciężkich do zniesienia minutach udało mu się to. Gratulując sobie w duchu rozejrzał się po wnętrzu.
Kto mówił, że w sejfie trzyma się kosztowności? Ten stereotyp nie dotyczył Teortiana. Na dnie średniej wielkości sejfu leżały jakieś papierzyska. Kai przejrzał je szybko. Nie znalazł nic ciekawego.
Zamknął szybko sejf, powiesił obraz z powrotem zastanawiając się co to za kobieta na obrazie. Wykluczając możliwość, że to jego matka (nie była podobna ani do niego, ani do Ray’a) odwrócił się od obrazu.
Przez kilka kolejnych minut pozdejmował pozostałe obrazy w pokoju licząc, że nie tylko pod jednym kryje się niespodzianka. Ale się pomylił.
Obszedł szybko, ale dokładnie biurko. Wszystkie szuflady były zamknięte na klucz. Na blacie biurka nie leżało, ani nie odznaczało się zupełnie nic. Wszystko było aż za sterylne.
Obszedł komody. Przejrzał zawartość szuflad i szafek, które na jego szczęście były otwarte. Nie było w nich nic godnego uwagi. W szafie znajdował się pusty neseser, równie pusta walizka i ubrania.
Ale Kai’owi się poszczęściło. Rozpoznał wśród ubrań marynarkę, w której wczoraj wieczorem widział wuja. Poszperał w kieszeniach i znalazł strzępki listu.
Roześmiał się w myślach.
Zamknął szafę i odwrócił się z powrotem do biurka. Dla pewności obszedł je ponownie. Denerwowały go tajemnice skrywane w jego wnętrzu. Kucnął pod biurkiem. Podwinął na tyle ile się dało dywan szukając kluczyka. Na próżno.
Kai zaklął pod nosem wstając i opierając się plecami o blat biurka. Był odwrócony twarzą do okna.
I dostał olśnienia.
Otworzył okno i wychylił się za nie.
Po lewej stronie na gwoździu wisiał kluczyk.
„No, no, wujaszku.”
Stanął znów na podłodze pokoju, zamknął okno. Szybko otworzył kolejne szuflady.
„Po co, cholera jasna, zamykać, skoro nic nie skrywają?!”
W ostatniej i najniższej znalazł kolejny, jeszcze mniejszy kluczyk.
Wziął go. Zastanawiał się po co on jest. Tylko biurko było zamknięte.
Spojrzał znów do szuflady szukając wyjaśnienia. Znalazł tam mały pilocik.
- Co jest? – mruknął do siebie.
Nacisnął czerwony przycisk.
Odskoczył od biurka, gdy ono nagle posunęło się do przodu. Razem z dywanikiem. Pod meblem były ukryte drzwi.
Kai uradowany i zdziwiony otworzył drzwi drugi kluczykiem. Zszedł po schodkach i znalazł się w ciemnym pokoju. Poszukał dłonią jakiegoś włącznika światła. Bez skutku.
- Ekhm... Abrakadabra! – krzyknął.
Nic.
- Bim salabim!
Zero.
Klasnął w dłonie.
Bez skutku.
Strzyknął palcami.
Brak.
- Cholero, włącz się!
Pomieszczenie rozświetliło się.
- Oryginalne. – pochwalił rozglądając się po pokoju.
Był bardzo mały. Była tam tylko komoda.
Kai otworzył drzwi i jego oczom pojawił się oszałamiający widok.
Na dwóch pierwszy półkach stały zdjęcia. Tu i tam Kai poznał siebie z lat dziecięcych, gdzie indziej także małego chłopca, którym na pewno był Ray. Była również ich matka. Oprócz tego było jedne jedyne zdjęcie ojca Kai’a. Kai rozejrzał się i zobaczył obcego sobie mężczyznę. Zapewne ojciec Ray’a.
Zdjęcie które przykuło uwagę Kai’a było po brzegi wypełnione obcymi sobie osobami. Na środku stała jego matka z ojcem. Między nimi stał mały Kai.
Kai wziął to zdjęcie. Razem z osobnym zdjęciem matki, ojca i ojca Ray’a.
Kucnął aby obejrzeć zawartość dolnych półek.
„Wuj ma poprzewracane pod kopułą.” – podsumował. – „Ogromna szafa, a pusta”.
Schował zdjęcia i strzępki listu do kieszeń.
Spojrzał na zegarek. Pora kolacji. Wuj na pewno jest na kolacji. Wolne wyjście.


Kai spóźniony nieco (musiał zostawić pokój tak jak go zastał) pojawił się w jadalni.
- Witaj, Kai. Właśnie się zastanawialiśmy gdzie się podziałeś. Chyba nie próbowałeś znowu uciec? – zapytał wesoło wuj.
Kai nic nie odpowiedział.
- Gdzieś się podziewał? – zapytał Ray złym tonem.
Kai również to pominął. Usiadł na swoim zwykłym miejscu i utkwił spojrzenie w Ray’u.
- Co sobie życzysz zjeść, Kai? – zapytał wuj.
- Nic. – odpowiedział Kai. Spojrzał na wuja. Mimo, że mówił wesołym tonem jego mina mówiła co innego. Nie był zadowolony.
- Udał się spacer? – zapytał Kai lekko uśmiechnięty fałszywym uśmiechem. Nie czekał na odpowiedź. – Ray. – powiedział hardo. – Wpadnij do mnie później. – dodał nieco milszym tonem.


- I tak po prostu sobie wszedłeś, poszperałeś i znalazłeś? – niedowierzał Ray siedząc wśród fotografii i podartego listu.
Kai nie słuchał. Zajął się podartym listem. Podarte kawałki koperty złożył do kupy.
Ray wpatrywał się w jego poczynania.
- Słuchaj, Kai. Mówiłeś, że jej nienawidzisz. Nie chcesz znać. A teraz? Odmieniło ci się?
- Nie powiedziałem, że nie chcę jej znać.
- Czyli chcesz ją znaleźć?
Kai zmarszczył brwi.
- Jeśli ci to pomoże... to chętnie bym ją poznał. – Ray wygiął się w krzesełku. – Widząc co zrobiłeś, chyba ty też, co?
- Powiem jej co o niej myślę. Jakim jest śmieciem. – warknął Kai. Złożył cały list i wpatrywał się w miejsce adresata listu.
Ray powędrował jego wzrokiem.
- Chrystian... Hiwatari?! – nazwisko Ray wykrzyknął. – Boże, co tu się wyprawia! Kai?
Kai szybkim ruchem wziął zdjęcie, gdzie znajdowało się mnóstwo obcych mu osób. Po chwili położył je na biurku dotykając palcem miejsca, gdzie miał spojrzeć Ray. Ray powędrował wzrokiem do zdjęcia. W miejscu gdzie pokazywał Kai stał nie kto inny, jak Chrystian. Tyle że o kilka dobrych lat młodszy.
- To jest to o czym myślę? – zapytał Ray.
- Moja rodzina. – powiedział cicho Kai patrząc na zdjęcie. Dopiero teraz poznał wśród tych wszystkich ludzi jedną znaną mu jeszcze osobą z rodziny – Volteir. – powiedział Kai wskazując kolejną postać.
Ray wpatrywał się przygnębionym wzrokiem po wszystkich zdjęciach. Od razu poznał matkę i ojca. W mgnieniu oka poznał siebie i Kai’a z lat dziecięcych.
Ray westchnął głęboko.
- Z kim on chciał się spotkać? – zadał pytanie Kai.
- Może z kimś z nich. – pokazał zdjęcie Ray. – A jeśli z matką?
- Nie widzę powodu dla którego nie miałby jej tu przyprowadzić. – powiedział twardo Kai.
Umilkli. Ktoś szedł korytarzem. W stronę gabinetu Chrystiana.

Tarja:

-Co robimy? –warknął Ray gdy oboje z Kai’em w pośpiechu próbowali pozbierać zdjęcia. Kroki były coraz to głośniejsze. Jeszcze minuta a oboje wpadną. Byłaby jeszcze mała nadzieja gdyby Kai nagle nie przestał zbierać zdjęć.
-Co ty…?
Niebieskowłosy puścił na ziemie wszystkie zdjęcia. Staną twarzą w stronę drzwi. Drzwi które dosłownie sekundę później się otworzyły. Staną w nich nie kto inny jak ich wuj. Przez chwile stał milcząc na progu, potem jak nic wpadł do pokoju i spojrzał wściekły na Kai’a.
-Co wy robicie? –zapytał lekko zdenerwowany.
-Dowiadujemy się trochę więcej o swoim pochodzeniu. –warknął Ray który staną za Kai’em.
-Czemu przed nami wszystko zataiłeś. Czemu nie powiedziałeś wprost KIM JESTEŚ? –wrzasną Kai.
Ray miał wrażenie że ich wuj zaraz wybuchnie złością tak jak poniosło jego brata. Mylił się.
-Miałem swoje powody… -oznajmił spokojnie. Ray spojrzał wujowi w oczy. Były zimne. Nie takie jakie znał do tej pory.
-Znaczy…? –zapytał Ray.
-Wiecie już za dużo… Więcej nie macie prawa się dowiedzieć. –poinformował chłodno wuj.
Co za ton głosu – pomyślał Ray. – To chyba rodzinne…
Ray spojrzał na Kai’a. Chłopak był dziwnie niespokojny. Ray powoli zaczął rozumieć. Wuj chyba nie ma dobrych zamiarów. Wprost przeciwnie.
-Co teraz zrobisz? Zamkniesz nas? Nie wypuścisz? A może… zabijesz? –zaproponował Kai. Jego głos przepełniała ironia.
-Nie, oczywiście że nie. Wypuszczę was… Wiem zaś co będziecie chcieli zrobić. Znaleźć swoją mamusie… Radzę wam się pośpieszyć. Bo już niedługo może ona stąpać po tej ziemi. –zaśmiał się wuj. Ray już chciał do niego podejść lecz Kai zatrzymał go.
-To wyzwanie? –zapytał się Kai.
-Nie jesteś głupi Kai… Nie jesteś… -oznajmił wuj z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Po chwili do wuja dołączył Damian. Miał w ręce rewolwer wycelowany prosto w braci.
-Jakby to powiedzieć. Daje wam szanse… -Wuj wyją z kieszeni małą komórkę i rzucił ją w stronę Kai’a. Chłopak złapał ją zręcznie i spojrzał na wuja.
-Daje wam szanse. To wyścig. O początku powiadomię was telefonicznie. –oznajmił wuj z dziwnym uśmieszkiem.

-Do zobaczenia. –pożegnał ich wyjątkowo uprzejmie Damian gdy oboje – Kai i Ray zostali brutalnie wyrzuceni za bramę na ulice mroźnej Moskwy przez ochronę posiadłości.
-Ja mam nadzieje że nie do zobaczenia. –warknął Ray wstając z ziemi. Już chciał pomóc wstać Kai’owi jednak opamiętał się po chwili. Przecież ten gest zwyczajnie „zignoruje”. Kai wstał chwilę po nim. Oboje przez chwile milczeli patrząc się na zamkniętą bramę posiadłości ich wuja.
-Co teraz? –zapytał Ray. Kai milczał. Przeniósł wzrok z bramy na komórkę. Wyścig… O życie… Co za głupota.
-Teraz… Teraz musimy czekać na start. –oznajmił Kai i schował urządzenie do kieszeni.



-----------------------------------------------------------------------------------

Dalsza część należy do Kayako. Ekhem... troche dużo tego, ale mam nadzieje że dotrwaliście do końca. A jeśli tak to bardzo mi miło, więc mile widziane komenty Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Jiraiya
Gość
PostWysłany: Nie 21:47, 06 Lis 2005






Nie obraź się, ale tak mnie łeb boli, że nie chce mi się czytać... Przyjdę do Ciebie i przeczytam bo teraz nie jestem w stanie...
Kayako
PostWysłany: Wto 19:37, 08 Lis 2005


Dołączył: 06 Lis 2005

Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu

OK, teraz moja kolej...
--------------------------------------------------------------------------------


- Kai?... Heeej, Kai! – Ray dzióbnął Kai’a.
Siedzieli w restauracji. Ostatni posiłek z tych pieniędzy, które mieli przy sobie.
- Usnąłeś? – zaśmiał się Ray.
Gdy Kai nie odpowiedział, Ray zmienił ton na przygnębiony.
- Hm, o czym myślisz? – zapytał współtowarzysza.
- A jak ci się wydaje? – odpowiedział pytaniem Kai.
- Dobra, nie pytam. – powiedział chartko Ray.
I rozmowa się ucięła. Następna.
- Wolałbym, żeby ten telefon zadzwonił! – Kai grzmotnął komórką o blat stolika.
- Uderz tak jeszcze raz, a nie będą mieli do czego dzwonić. – rzekł Ray. - ...Dobra, zadzwonią! I co dalej?! – zapytał.
- Musimy działać szybko. – odpowiedział posępnie Kai.
- No, wiem. Ale co dalej? Nie wiemy gdzie jej szukać!
Kai się nie odezwał.
- Po za tym... Chcą nas zabić? Zabić matkę?
- Jeżeli nie znajdziemy matki, zabiją ją i nas. Jeżeli znajdziemy matkę... i tak mogą nas zabić. – powiedział Kai.
Kai zaczął „grzebać” w komórce. Ray przypatrywał się mu przez chwilę...
- Co ty robisz? – zapytał znużony.
- Szukam.
- Czego? – zapytał dociekliwie.
- Żebym sam wiedział. – mruknął w odpowiedz Kai.
Po wydobycie się niewiadomego dźwięku, który wydobył się w komórce, Kai zrezygnował i odłożył telefon.
- ==’
Ray zaśmiał się i wziął komórkę.
- W żeś wszedł? – zapytał nadal się śmiejąc.
Ale ucichł, gdy Kai wyłożył na stół list od matki.
- Jak to zabrałeś?! – zdziwił się Ray.
Kai uśmiechnął się tajemniczo.
- Twoja matka wysłała listo do Chrystiana OPISUJĄC ciebie? – zapytał.
Ray zamyślił się.
- Moja?
- Nasza. – poprawił zimno Kai. – Po co cię opisywała?
Ray sięgnął po skrawki kopert. I listu.
Po kilkunastu minutach złożył cały list.
- Dawno wysłany. – powiedział Ray.
- Czy to ważne? Nie mam zamiaru tego czytać.
Po kilku minutach oczy Ray’a zamieniły się w spodki.
- Co jest? – zapytał Kai.
- W tym liście nie ma mojego opisu!
- ................Bujasz. – odpowiedział Kai.
- Nie! Jak chcesz to sam zobacz! – przysunął list do „brata”.
- Zabierz to ode mnie! – krzyknął Kai.
Ray się zaciekawił.
- Czemu? – zapytał.
Kai obdarzył kumpla-brata zabójczym spojrzeniem, które spotkało się z łobuzerskim wzrokiem Ray’a.
- Boisz się, boisz się! – zaczął szydzić Ray.
- Kai przygrzmocił Ray’owi w potylicę. Ray przestał się śmiać. Spojrzał na Kai’a, na którego twarzy błąkał się uśmiech.
- Co z tym opisem? – zapytał Kai.
- Nie ma opisu. – odpowiedział Ray.
- Więc...
- Wujaszek nas nabrał. Ale czemu...? – przerwał Ray Kai’owi.
- Więc po co NASZA matka napisała do niego list?
- Nie będziesz zadowolony. Pisze, że chce nas poznać.
- I napisała do wuja?!
- Nie znała naszego adresu, oczywiste. – popukał Ray w kartkę.
– I nas do siebie sprowadził. Chce nas zabić.
- Nie uda mu się. Znajdziemy matkę szybciej od niego.
- Ale mi zależy. – mruknął Kai.
- Mówiłeś, że chcesz jej powiedzieć „jakim jest śmieciem”.
- Tak. I dlatego ją znajdziemy. I na tym moja rola się skończy.. Ty będziesz robił co chcesz, ja co chce.


-----------------------------------------------------------------------------
Za dużo się nie napisałam, ale napisałam... W sumie i tak pojęcia nie miałam co napisać...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Connie
Gość
PostWysłany: Sob 13:48, 31 Gru 2005






Dobra wcześniej nie chciało mi się pisać... dlatego teaz piszęXPPP I napiszę tylko tyle że ff świetny i chcę nexta^^
Szila
PostWysłany: Czw 17:27, 26 Sty 2006


Dołączył: 28 Paź 2005

Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów

Gratulacje napisania świetnego ff!!!!! Macie talent dziewczyny!!!! BRAWO <KLASZCZE> nie mogę doczekać się nexta <o ile znó pójdę do kawejki>
Najbardziej mnie zaskoczyłyście że Kai i Ray to bracia <przyrodni> ale naprawdę tym mnie najbardziej zaskoczyłyście. Jedno mnie zastanawia. Dlaczeho ich wuj chce zabić ich matkę??? O to jest pytanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cassie
PostWysłany: Wto 23:19, 21 Lut 2006


Dołączył: 21 Lut 2006

Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD

Ja po części znam tego fafa (po części, oprócz dwóch ostatnich części) No i laski, znaczy się Tarja i Kaya, wiedzą co o nim myślę. (pytanie - czy ja wogóle myślę? XD) Ficzek baaaardzo mi się podoba i chcę nexciora, ale to szybciorem!!!! No dziewczynki, sprężać się!! XD
Pozdro!! Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Czekająca
Gość
PostWysłany: Pon 16:20, 17 Kwi 2006






To jeden z fajniejszych FF jakie czytałam. Jedyny minus to to, że nie ma kolejnej części. CO JEST DZIEWCZYNY?????? Crying or Very sad Dajcie następną część.
Kayako
PostWysłany: Pon 20:23, 17 Kwi 2006


Dołączył: 06 Lis 2005

Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu

Nie lubię postów gości == Nie wiem do kogo piszę.
Ale Mao jest odcieta na czas nieokreślony, więc piszę ja, dopóki mi się Beyblade nie załaduje (<love>).
Już nawet zapomniałam jak się fajnie ten ficzek pisze ^^ Prawda jest taka, że mi folder z ff wyrąbało (w raz z moim "dziełem"), wiec "Braci z przypadku" nie posiadam. Mao ma mi przysłać XD
Dalsze części są. Nawet spory kawałek...
Ale kiedy się pojawią? Ot, pytanie...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kayako
PostWysłany: Nie 13:19, 18 Cze 2006


Dołączył: 06 Lis 2005

Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu

Hehe, muszę się z tym fafem sprężyć ^^'

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Nie 14:09, 18 Cze 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

No musisz! MUUUUUSISZ XD Albo dawaj dwa zdania xD

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kayako
PostWysłany: Nie 18:49, 18 Cze 2006


Dołączył: 06 Lis 2005

Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu

Nieeeeeeeeeeee! *brecht XD*

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Cassie
PostWysłany: Pon 16:22, 19 Cze 2006


Dołączył: 21 Lut 2006

Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD

Bez jajów, dziewczyny... Dawać nexta, albo wykastruję, noooooo!!!!!!!! xDDDDDDDD

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mao
PostWysłany: Pon 17:03, 19 Cze 2006


Dołączył: 24 Paź 2005

Posty: 847
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society

Kaya słyszałaś? XD

Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum twórczość fanów Strona Główna -> Fanficki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo


Programosy
Regulamin